R-63
Dzień wcześniej skontaktował się ze mną Rafał i zaproponował jakiś wypad. Nie miałem zbyt dużo czasu i zaproponowałem objazd trasy "Festung Breslau". Rzuciłem hasło na BS i FB.
W niedzielę rano pojawiłem się na miejscu zbiórki, kilka minut później podjechał Rafał. Poczekaliśmy kilka minut na potencjalnych uczestników, ale nikt już nie dojechał, i ruszyliśmy na początek trasy, który umiejscowiony jest przy brochowskim dworcu, do którego trochę zagadani błądzimy i nadrabiamy kilometry:

Trasa jest oznakowana tabliczkami (trochę się nie wyostrzyło):

Już na trasie, ale przed pierwszym schronem, na chwilę zatrzymaliśmy się przy jednej z wrocławskich wież ciśnień (trzeba kiedyś zrobić trasę ich szlakiem):

Po kilkuset metrach dotarliśmy do pierwszego obiektu:

Potem ruszamy dalej.
Odwiedzamy jeden z ciekawszych most(k)ów we Wrocławiu:

Wokół nas rozlewała się Oława:


W Lesie Rakowieckim seria stanowisk obrony przeciwlotniczej:


Mamy kawałek do następnego obiektu, ale spokojnie do niego docieramy:

Później mijamy Most Bartoszowicki:



Zaraz za mostem pokazuję Rafałowi gruntowy tor przeszkód, który kiedyś przez przypadek odkryłem. Wykorzystując możliwości nowej maszyny postanawiam przejechać kawałek (zdjęcia u Rafała).
Czaby trochę potrenować.
Obok Grobli Łaniewskiej stoją dwa kolejne obiekty:


Rafał pociska do kolejnego obiektu:


Teraz już schron koło schronu:




Mijamy ruchliwy odcinek przy targowisku przy młynie, gdzie już nie ma wyburzonego silosu:

Trochę błądzimy, żeby znaleźć kolejny obiekt przy Lisiej Górze, ale nam się udaje:


Jeszcze udaje nam się zobaczyć jeden ukryty schron:

Na tym musiałem zakończyć trasę i wracać do domu.
Udało nam się przejechać około 1/3 trasy. Niedługo kolejna wyprawa.
DZIĘKI RAFAŁ! - u Niego szerszy i dłuższy opis
TRASA:
W niedzielę rano pojawiłem się na miejscu zbiórki, kilka minut później podjechał Rafał. Poczekaliśmy kilka minut na potencjalnych uczestników, ale nikt już nie dojechał, i ruszyliśmy na początek trasy, który umiejscowiony jest przy brochowskim dworcu, do którego trochę zagadani błądzimy i nadrabiamy kilometry:

Początek trasy "Festung Breslau"© WrocNam
Trasa jest oznakowana tabliczkami (trochę się nie wyostrzyło):

Oznakowanie trasy "Festung Breslau"© WrocNam
Już na trasie, ale przed pierwszym schronem, na chwilę zatrzymaliśmy się przy jednej z wrocławskich wież ciśnień (trzeba kiedyś zrobić trasę ich szlakiem):

Wieża ciśnień na Brochowie© WrocNam
Po kilkuset metrach dotarliśmy do pierwszego obiektu:

Schron kompanii piechoty nr 20© WrocNam
Potem ruszamy dalej.
Odwiedzamy jeden z ciekawszych most(k)ów we Wrocławiu:

Krowi Mostek© WrocNam
Wokół nas rozlewała się Oława:

Rozlewiska Oławy z willą w tle© WrocNam

Rozlewiska Oławy© WrocNam
W Lesie Rakowieckim seria stanowisk obrony przeciwlotniczej:

Stanowisko obrony plot I© WrocNam

Stanowisko obrony plot II© WrocNam
Mamy kawałek do następnego obiektu, ale spokojnie do niego docieramy:

Schron kompanii piechoty nr 1© WrocNam
Później mijamy Most Bartoszowicki:

Po lewej dno© WrocNam

Po prawej rzeka© WrocNam

A środkiem stoi most© WrocNam
Zaraz za mostem pokazuję Rafałowi gruntowy tor przeszkód, który kiedyś przez przypadek odkryłem. Wykorzystując możliwości nowej maszyny postanawiam przejechać kawałek (zdjęcia u Rafała).
Czaby trochę potrenować.
Obok Grobli Łaniewskiej stoją dwa kolejne obiekty:

Mobilizacyjny schron piechoty przy wale© WrocNam

Mobilizacyjny schron piechoty w polu© WrocNam
Rafał pociska do kolejnego obiektu:

Mobilizacyjny schron piechoty przy kanale© WrocNam

Mobilizacyjny schron piechoty wśród zabudowań© WrocNam
Teraz już schron koło schronu:

Mobilizacyjny schron piechoty przy Ceglanej© WrocNam

Mobilizacyjny schron piechoty przy Lechitów© WrocNam

Schron kompanii piechoty nr 2© WrocNam

Schron piechoty nr 3© WrocNam
Mijamy ruchliwy odcinek przy targowisku przy młynie, gdzie już nie ma wyburzonego silosu:

Miejsce po silosie© WrocNam
Trochę błądzimy, żeby znaleźć kolejny obiekt przy Lisiej Górze, ale nam się udaje:

Prawa strona fortu piechoty nr 4© WrocNam

Lewa strona fortu piechoty nr 4© WrocNam
Jeszcze udaje nam się zobaczyć jeden ukryty schron:

Schron piechoty nr 5© WrocNam
Na tym musiałem zakończyć trasę i wracać do domu.
Udało nam się przejechać około 1/3 trasy. Niedługo kolejna wyprawa.
DZIĘKI RAFAŁ! - u Niego szerszy i dłuższy opis
TRASA:
Dane wycieczki:
54.00 km (0.00 km teren) czas: 02:55 h avg:18.51 km/h
BiP-12
Wieczorne przebieżkowanie i pakowanie.
W przyszłym tygodniu egzamin.
W przyszłym tygodniu egzamin.
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
R-62
Do pracy normalnie bezdeszczowo (dzięki małej ilości ludzi spokojnie się pracowało i był czas na prawdziwą pracę).
Powrót w deszczu przez miasto.
Nie dało się urwać wcześniej, żeby zobaczyć deszcz spadających ulotek z okazji rozpoczęcia Trójkowej i Gazetowej społecznej akcji "Orzeł może". Załapałem się tylko na jej efekty:

Pod siedzibą Gazety na Solnym ustawiła się dość spora kolejka chętnych na wymianę zebranych ulotek na akcyjne gadżety: nalepki, okulary, kubki, czapeczki... Zbieraczom pomagał deszcz bo wymiana oparta była na wadze zebranych ulotek.


Ludzie mieli reklamówki pełne ulotek, a i parasole na coś się przydały:


Trzeba przyznać, że ludzie dość sprawnie wyczyścili miasto z zalegającego papieru. Tylko gdzieniegdzie w zapomnianych i trudnodostępnych zakamarkach leżało nieco wolnych ulotek. Niektóre wyfrunęły (jak to orły) daleko poza strefę zrzutu:


Mi też udzieliła się gorączka zbieracza:

A oprócz tego w mieście trwały obchody Święta Flagi:

Chciałem wziąć udział w konkursie organizowanym przez WRM oraz Ikeę i poszukiwałem pokrowców na siodełka WRMów, ale wydaje mi się, że chyba trochę się spóźniłem, bo ludzie poprzywłaszczali sobie ich już trochę i udało mi się znaleźć tylko cztery typy na kilku rowerach:
Powrót w deszczu przez miasto.
Nie dało się urwać wcześniej, żeby zobaczyć deszcz spadających ulotek z okazji rozpoczęcia Trójkowej i Gazetowej społecznej akcji "Orzeł może". Załapałem się tylko na jej efekty:

Ulotki na wagę© WrocNam
Pod siedzibą Gazety na Solnym ustawiła się dość spora kolejka chętnych na wymianę zebranych ulotek na akcyjne gadżety: nalepki, okulary, kubki, czapeczki... Zbieraczom pomagał deszcz bo wymiana oparta była na wadze zebranych ulotek.

Baner akcji "Orzeł może"© WrocNam

Kolejka z ulotkami© WrocNam
Ludzie mieli reklamówki pełne ulotek, a i parasole na coś się przydały:

Pełne reklamówki ulotek© WrocNam

Pełne parasole© WrocNam
Trzeba przyznać, że ludzie dość sprawnie wyczyścili miasto z zalegającego papieru. Tylko gdzieniegdzie w zapomnianych i trudnodostępnych zakamarkach leżało nieco wolnych ulotek. Niektóre wyfrunęły (jak to orły) daleko poza strefę zrzutu:

Ulotki w zakamarkach© WrocNam

Rozleciały się orły© WrocNam
Mi też udzieliła się gorączka zbieracza:

Zebrane ulotki© WrocNam
A oprócz tego w mieście trwały obchody Święta Flagi:

Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej© WrocNam
Chciałem wziąć udział w konkursie organizowanym przez WRM oraz Ikeę i poszukiwałem pokrowców na siodełka WRMów, ale wydaje mi się, że chyba trochę się spóźniłem, bo ludzie poprzywłaszczali sobie ich już trochę i udało mi się znaleźć tylko cztery typy na kilku rowerach:

Zebrane siodełka© WrocNam
Dane wycieczki:
18.00 km (0.00 km teren) czas: 00:45 h avg:24.00 km/h
R-61
Hasło dnia, hasło tygodnia, hasło miesiąca, hasło roku:

Jak co roku od kilku lat 1. maja na Rynku odbywa się próba bicia rekordu Guinnessa w ilości gitarzystów grających "Hej Joe" Jimi'ego Hendrixa.
Jak prawie co roku pojechałem to zobaczyć. Przez swoje gapiostwo prawie się spóźniłem, ale dotarłem na najważniejszy moment:




W tym roku nie udało się pobić (5934 uczestników) własnego zeszłorocznego rekordu (7273 uczestników).
Z Rynku pojechałem na Borowską zobaczyć nowego krasnala Farmaceutę:

Na mieście trwały przygotowania do jutrzejszych obchodów:

Po zmianie opon zapomniałem zmienić ustawienia licznika i dość dużo przekłamuje.
Trasa:

White Rower© WrocNam
Jak co roku od kilku lat 1. maja na Rynku odbywa się próba bicia rekordu Guinnessa w ilości gitarzystów grających "Hej Joe" Jimi'ego Hendrixa.
Jak prawie co roku pojechałem to zobaczyć. Przez swoje gapiostwo prawie się spóźniłem, ale dotarłem na najważniejszy moment:

Próba bicia gitarowego rekordu Guinnessa© WrocNam

Tłumy gitarzystów© WrocNam

Gwiazdy na scenie© WrocNam

Tradycyjne gitary w górze© WrocNam
W tym roku nie udało się pobić (5934 uczestników) własnego zeszłorocznego rekordu (7273 uczestników).
Z Rynku pojechałem na Borowską zobaczyć nowego krasnala Farmaceutę:

Krasnal Farmaceuta© WrocNam
Na mieście trwały przygotowania do jutrzejszych obchodów:

Przygotowania do jutrzejszego święta© WrocNam
Po zmianie opon zapomniałem zmienić ustawienia licznika i dość dużo przekłamuje.
Trasa:
Dane wycieczki:
22.00 km (0.00 km teren) czas: 01:00 h avg:22.00 km/h
BiP-11
Trzeba było się trochę ruszyć i popakować.
Zrobiłem sobie 3km test. Wyszło (14 min.): albo tragicznie, albo kilometraż sobie źle określiłem i więcej nabiegałem.
Zrobiłem sobie 3km test. Wyszło (14 min.): albo tragicznie, albo kilometraż sobie źle określiłem i więcej nabiegałem.
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
R-60
Nie wiedziałem czy drugi dzień trzebnickiego weekendu spędzę na rowerze, czy wykorzystując inny środek transportu o większej ilości kół. Karty rozdawała pogoda.
Prognozy zapowiadały rano deszcze i kiedy wstałem rzeczywiście padało. Jednak koło 7 zaczęło się rozjaśniać i postanowiłem jednak wybrać się do Trzebnicy na dekorację zwycięzców i losowanie nagród na rowerze.
Ruszyłem koło 7.30 najkrótszą drogą do celu i prawie od razu pożałowałem swojej decyzji - przyszła kolejna fala mżawki. Połączonej z mocnym północno-zachodnim wiatrem, czyli w tym przypadku wmordewindem. Oba te zjawiska pogodowe towarzyszyły mi przez całą drogę do Trzebnicy, dzięki czemu, w połączeniu z przemęczonymi nogami, prędkość nie była oszałamiająca i oscylowała w okolicach 20 km/h (na podjazdach spadała do 10 km/h). Przewidywałem, że dojadę na styk.
Jednak 3 km przed Trzebnicą poczułem lekkie noszenie przedniego koła - flak. Ze względu na deszcz i niechęć do naprawy dętki w takich warunkach rozważałem dopchanie roweru do celu, na szczęście stało się to wszystko niedaleko stacji benzynowej i mogłem dokona reperacji w dość komfortowych warunkach. Szybko znalazłem sprawcę - malutkie szkiełko, którego istnienie opony z agresywniejszym bieżnikiem całkowicie by zignorowały. Ale coś za coś.
Po założeniu łatki i dopompowaniu opon kompresorem, już bez przeszkód dotarłem na miejsce, gdzie trwały już dekoracje:

Szybko wrzuciłem do urny losującej kupon z odpowiedziami na pytania konkursowe, które upoważniały do losowania nagród.
Po pierwszej turze rozdawania pucharów organizatorzy urządzili losowanie nagród. Podczas słuchania pierwszego wylosowanego kuponu, poznałem swoje odpowiedzi - mam szczęście:

I tak stałem się właścicielem wiatróweczki:

Postałem i pooglądałem jeszcze honorowanie zwycięzców dystansu Mega i postanowiłem ruszy do domu.
Przestało padać, wiatr wiał w plecy i powrót był przez to o wiele przyjemniejszy.
Wybrałem dłuższą drogę i pokonując grzbiety Kocich Gór podziwiałem przyrodę.
W Godzieszowej zauważyłem po raz pierwszy kierunkowskaz do odnowionego parku przypałacowego (po pałacu pozostało wspomnienie i fundamenty) - ładne miejsce:





Potem już prawie prosto (bo przez Rynek) do domu.
Wieczorem zmieniłem opony na standardy i zamieniłem klocki hamulcowe, bo tył tylko udawał, ze hamuje. Zobaczymy, czy to coś zmieni.
Trasa:
Prognozy zapowiadały rano deszcze i kiedy wstałem rzeczywiście padało. Jednak koło 7 zaczęło się rozjaśniać i postanowiłem jednak wybrać się do Trzebnicy na dekorację zwycięzców i losowanie nagród na rowerze.
Ruszyłem koło 7.30 najkrótszą drogą do celu i prawie od razu pożałowałem swojej decyzji - przyszła kolejna fala mżawki. Połączonej z mocnym północno-zachodnim wiatrem, czyli w tym przypadku wmordewindem. Oba te zjawiska pogodowe towarzyszyły mi przez całą drogę do Trzebnicy, dzięki czemu, w połączeniu z przemęczonymi nogami, prędkość nie była oszałamiająca i oscylowała w okolicach 20 km/h (na podjazdach spadała do 10 km/h). Przewidywałem, że dojadę na styk.
Jednak 3 km przed Trzebnicą poczułem lekkie noszenie przedniego koła - flak. Ze względu na deszcz i niechęć do naprawy dętki w takich warunkach rozważałem dopchanie roweru do celu, na szczęście stało się to wszystko niedaleko stacji benzynowej i mogłem dokona reperacji w dość komfortowych warunkach. Szybko znalazłem sprawcę - malutkie szkiełko, którego istnienie opony z agresywniejszym bieżnikiem całkowicie by zignorowały. Ale coś za coś.
Po założeniu łatki i dopompowaniu opon kompresorem, już bez przeszkód dotarłem na miejsce, gdzie trwały już dekoracje:

Puchary dla zwycięzców Żądła© WrocNam
Szybko wrzuciłem do urny losującej kupon z odpowiedziami na pytania konkursowe, które upoważniały do losowania nagród.
Po pierwszej turze rozdawania pucharów organizatorzy urządzili losowanie nagród. Podczas słuchania pierwszego wylosowanego kuponu, poznałem swoje odpowiedzi - mam szczęście:

Losowanie mojej wiatrówki© WrocNam
I tak stałem się właścicielem wiatróweczki:

Nowa wylosowana wiatrówka© WrocNam
Postałem i pooglądałem jeszcze honorowanie zwycięzców dystansu Mega i postanowiłem ruszy do domu.
Przestało padać, wiatr wiał w plecy i powrót był przez to o wiele przyjemniejszy.
Wybrałem dłuższą drogę i pokonując grzbiety Kocich Gór podziwiałem przyrodę.
W Godzieszowej zauważyłem po raz pierwszy kierunkowskaz do odnowionego parku przypałacowego (po pałacu pozostało wspomnienie i fundamenty) - ładne miejsce:

Brama wjazdowa do parku w Godzieszowej© WrocNam

Opis parku w Godzieszowej© WrocNam

Wielokarmnik© WrocNam

Siłownia w Godzieszowej© WrocNam

Staw z wysepką© WrocNam
Potem już prawie prosto (bo przez Rynek) do domu.
Wieczorem zmieniłem opony na standardy i zamieniłem klocki hamulcowe, bo tył tylko udawał, ze hamuje. Zobaczymy, czy to coś zmieni.
Trasa:
Dane wycieczki:
63.00 km (0.00 km teren) czas: 03:00 h avg:21.00 km/h
R-59
Coroczne wiosenne zmierzenie się z samym sobą - Żądło Szerszenia 2013 organizowane przez rowerowych władców Kocich Gór.

Rano wstaję, wcinam śniadanie, pakuję manatki, ładuję Mocarza na bolid i ruszam do Trzebnicy.
Odbieram numer i pakiet startowy, a w nim tester łańcucha i skarpetki:


Przygotowuję się do startu i jestem w rozterce. Słońce próbuje przebić się przez chmury, a prognozy pogody dają sprzeczne informacje - niektóre mówią, że ma padać, niektóre, że ma być upał. Rezygnuję z drugiej koszulki, ale zostawiam rękawki (okazało się, że gdyby nie one to bym chyba nie dojechał do mety).
Kilka minut przed startem pojawiam się w strefie ostatnich przygotowań - spotykam Rafała z Joanną, zamieniamy kilka zdań i ustawiam się na linii startu:



Nad wszystkim czuwa Szef Szefów Szerszeni:
.
O godz. 8.40 starter daje znak - ruszamy. Szosowcy szybko odskakują, a ja przyłączam się do innego roweru innego - pana Józefa, z którym sprawnie współpracując na zmianach dojeżdżamy do 60 km ze średnią prawie 30 km/h.
Tam jak zwykle odcina mi zasilanie i przez kilka kilometrów po prostu się wlokę. Koło 70 km łapię drugi oddech i jadę dalej. Koło 90 km znów mam kryzys i na punkcie żywnościowym robię dłuższą przerwę posilając się mufinką i bananem. Zregenerowany ruszam dalej.
W okolicach 100 km zaczyna mżyć i gwałtownie się ochładza. Zaczynają się też górki, w tym jedno z największych wyzwań - podjazd w Radłowie, gdzie znajduje się premia górska:

Kilka kilometrów dalej jest kolejny ciężki podjazd - betony w Tarnowcu.
Krążę po Kocich Górach wspinając się i zjeżdżając. Deszcz czasami się wzmaga, a czasami prawie ustaje, ale cały czas jest mokro. Wszystko mam mokre i dodatkowo zaczynają mi z zimna drętwieć dłonie. Cały czas jednak zbliżam się do upragnionej mety.
Docieram tam z czasem jazdy prawie dokładnie takim samym jak rok wcześniej: 6h 6min, z lepszym za to czasem liczonym (mało postojów). Na szyi ląduje upragniony cenny medal:


Wcinam grohufkę (tak było napisane na kuponiku, więc tak się musiała nazywać ta zupa), kaszankę, kiełbaskę, ciasto drożdżowe i CIEPŁĄ herbatę. Mam z zimna lekką trzęsawkę, dlatego szybko docieram do samochodu i odpalam go. W tym czasie przebieram się w suche ciuchy i montuję rower na bagażniku. Potem wskakuję do CIEPŁEGO wnętrza i chwilę odpoczywam.
Ruszam do domu na czekającą ciepłą kąpiel.
Gdyby nie deszcz oraz silny zachodni i północno-zachodni wiatr byłoby super. A tak było bardzo dobrze - oprócz dwóch kryzysów i lekkiego stanu przedskurczowego uda, żadnych problemów.
WYNIKI:
Miejsce OPEN: 221 na 250
Miejsce w kategorii: 6 na 10
Czas jazdy: 6 h 6 min
Czas mierzony: 6 h 19 min
Premia górska (czas): 1 min 40s
Premia górska (pozycja): 146

Przed startem na Żądło 2013© WrocNam
Rano wstaję, wcinam śniadanie, pakuję manatki, ładuję Mocarza na bolid i ruszam do Trzebnicy.
Odbieram numer i pakiet startowy, a w nim tester łańcucha i skarpetki:

Szerszeniowy tester© WrocNam

Szerszeniowe skarpetki 2013© WrocNam
Przygotowuję się do startu i jestem w rozterce. Słońce próbuje przebić się przez chmury, a prognozy pogody dają sprzeczne informacje - niektóre mówią, że ma padać, niektóre, że ma być upał. Rezygnuję z drugiej koszulki, ale zostawiam rękawki (okazało się, że gdyby nie one to bym chyba nie dojechał do mety).
Kilka minut przed startem pojawiam się w strefie ostatnich przygotowań - spotykam Rafała z Joanną, zamieniamy kilka zdań i ustawiam się na linii startu:

Rusza wcześniejsza grupa© WrocNam

Rafał foci© WrocNam

W blokach przed startem (by Focus)© WrocNam
Nad wszystkim czuwa Szef Szefów Szerszeni:

Szef Żądła - Pan Zenon© WrocNam
O godz. 8.40 starter daje znak - ruszamy. Szosowcy szybko odskakują, a ja przyłączam się do innego roweru innego - pana Józefa, z którym sprawnie współpracując na zmianach dojeżdżamy do 60 km ze średnią prawie 30 km/h.
Tam jak zwykle odcina mi zasilanie i przez kilka kilometrów po prostu się wlokę. Koło 70 km łapię drugi oddech i jadę dalej. Koło 90 km znów mam kryzys i na punkcie żywnościowym robię dłuższą przerwę posilając się mufinką i bananem. Zregenerowany ruszam dalej.
W okolicach 100 km zaczyna mżyć i gwałtownie się ochładza. Zaczynają się też górki, w tym jedno z największych wyzwań - podjazd w Radłowie, gdzie znajduje się premia górska:

Chwila oddechu przed Prababką© WrocNam
Kilka kilometrów dalej jest kolejny ciężki podjazd - betony w Tarnowcu.
Krążę po Kocich Górach wspinając się i zjeżdżając. Deszcz czasami się wzmaga, a czasami prawie ustaje, ale cały czas jest mokro. Wszystko mam mokre i dodatkowo zaczynają mi z zimna drętwieć dłonie. Cały czas jednak zbliżam się do upragnionej mety.
Docieram tam z czasem jazdy prawie dokładnie takim samym jak rok wcześniej: 6h 6min, z lepszym za to czasem liczonym (mało postojów). Na szyi ląduje upragniony cenny medal:

Zmarznięty, zmoknięty ale na mecie© WrocNam

Medal Żądła 2013© WrocNam
Wcinam grohufkę (tak było napisane na kuponiku, więc tak się musiała nazywać ta zupa), kaszankę, kiełbaskę, ciasto drożdżowe i CIEPŁĄ herbatę. Mam z zimna lekką trzęsawkę, dlatego szybko docieram do samochodu i odpalam go. W tym czasie przebieram się w suche ciuchy i montuję rower na bagażniku. Potem wskakuję do CIEPŁEGO wnętrza i chwilę odpoczywam.
Ruszam do domu na czekającą ciepłą kąpiel.
Gdyby nie deszcz oraz silny zachodni i północno-zachodni wiatr byłoby super. A tak było bardzo dobrze - oprócz dwóch kryzysów i lekkiego stanu przedskurczowego uda, żadnych problemów.
WYNIKI:
Miejsce OPEN: 221 na 250
Miejsce w kategorii: 6 na 10
Czas jazdy: 6 h 6 min
Czas mierzony: 6 h 19 min
Premia górska (czas): 1 min 40s
Premia górska (pozycja): 146
Dane wycieczki:
150.00 km (0.00 km teren) czas: 06:05 h avg:24.66 km/h
R-58b
Po pracy obiad, załatwienie kilku spraw i wyjazd na Masę Krytyczną. Spotykam Krzyśka i kilku znajomych z WIRowych inicjatyw.
Tradycyjnie kilka minut po 18 Masa rusza na objazd Wrocławia:



Nie trzeba samemu prowadzić roweru, żeby uczestniczyć w Masie:

Ale pewnie za kilka lat będzie już tak:

Z kilkoma osobami trenujemy obstawę peletonu, żeby nabyć wprawy przed Świętem Wrocławskiego Rowerzysty.
A Masa jedzie, albo czasami stoi:


Dojeżdżamy do Rynku, na którym kontynuacja tradycyjnych elementów Masy - przemowy, apele, podziękowania i koła w górze:





Powstaje apel, żeby się przeliczyć. Po intensywnych obliczeniach wychodzi, że do celu Masy dojechało 111 osób:

Wszystkie moje zdjęcia z Masy w ALBUMIE.
Trasa (z dojazdami):
Tradycyjnie kilka minut po 18 Masa rusza na objazd Wrocławia:

Sygnał do startu Masy© WrocNam

Masa rusza© WrocNam

Masa jedzie© WrocNam
Nie trzeba samemu prowadzić roweru, żeby uczestniczyć w Masie:

Najmłodsza uczestniczka Masy© WrocNam
Ale pewnie za kilka lat będzie już tak:

Najmłodsza rowerzystka na Masie© WrocNam
Z kilkoma osobami trenujemy obstawę peletonu, żeby nabyć wprawy przed Świętem Wrocławskiego Rowerzysty.
A Masa jedzie, albo czasami stoi:

Na jednym z postojów© WrocNam

Masa w całej krasie© WrocNam
Dojeżdżamy do Rynku, na którym kontynuacja tradycyjnych elementów Masy - przemowy, apele, podziękowania i koła w górze:

Spontaniczne przemowy© WrocNam

Zasłuchany Krzysiek© WrocNam

Masowa słit focia© WrocNam

Z punktu widzenia organizatora, którego nie ma© WrocNam

Tradycyjne koła w górze© WrocNam
Powstaje apel, żeby się przeliczyć. Po intensywnych obliczeniach wychodzi, że do celu Masy dojechało 111 osób:

Obliczanie wyników© WrocNam
Wszystkie moje zdjęcia z Masy w ALBUMIE.
Trasa (z dojazdami):
Dane wycieczki:
20.00 km (0.00 km teren) czas: 01:00 h avg:20.00 km/h
R-58a
Do pracy i z powrotem.
Dzień wcześniej wymieniłem opony na pożyczone od Rafała slicki. Trochę niestabilnie się czułem, ale to było tylko odczucie. Rower wygląda trochę dziwnie:

W drodze z pracy zauważyłem, że PKP podczas remontów chwyta się wszystkich sposobów, żeby przewieźć pasażerów:
Dzień wcześniej wymieniłem opony na pożyczone od Rafała slicki. Trochę niestabilnie się czułem, ale to było tylko odczucie. Rower wygląda trochę dziwnie:

Wersja wyścigowa© WrocNam
W drodze z pracy zauważyłem, że PKP podczas remontów chwyta się wszystkich sposobów, żeby przewieźć pasażerów:

Transport zastępczy© WrocNam
Dane wycieczki:
19.00 km (0.00 km teren) czas: 00:40 h avg:28.50 km/h
R-57
Przeczytałem w sieci, że z okazji Dnia Ziemi spod wrocławskiego Pręgierza o 10.00 w trasę do Londynu rusza Dominik.
W związku z tym, że wypadł mi w miarę wolny dzień postanowiłem tam podjechać:

Najpierw trochę wyczyściłem rower po sobotniej wyprawie.
Na miejscu pojawiło się więcej reporterów niż towarzyszy rowerowych:


Po kilku minutach wywiadów cała zebrana czwórka rowerzystów (Dominik i nasza towarzysząca trójka) ruszyła w symboliczną trasę dookoła Ratusza. Zrobiliśmy dwie rundki, w czasie których porozmawiałem chwilę na temat poprzednich wypraw podróżnika. Cały czas byliśmy obserwowani przez kamerę TVN.
Po chwili głównym bohaterem pozostał już tylko Dominik:




Byłem też umówiony z Rafałem na odbiór pożyczanych przez Rafała na Żądło Szerszenia slicków (Kenda Kwest). Zobaczymy jak się sprawią.
Rafał - dzięki jeszcze raz!
Po drodze podjechałem jeszcze zobaczyć przygotowywanie hełmów do założenia na wieżę kościoła św. Klary i św. Jadwigi:


W związku z tym, że wypadł mi w miarę wolny dzień postanowiłem tam podjechać:

STOP CO2 - Rusz się!© WrocNam
Najpierw trochę wyczyściłem rower po sobotniej wyprawie.
Na miejscu pojawiło się więcej reporterów niż towarzyszy rowerowych:

Spokojne wywiady dla radia© WrocNam

Rozrywanie przez media© WrocNam
Po kilku minutach wywiadów cała zebrana czwórka rowerzystów (Dominik i nasza towarzysząca trójka) ruszyła w symboliczną trasę dookoła Ratusza. Zrobiliśmy dwie rundki, w czasie których porozmawiałem chwilę na temat poprzednich wypraw podróżnika. Cały czas byliśmy obserwowani przez kamerę TVN.
Po chwili głównym bohaterem pozostał już tylko Dominik:

Rundki przed wyprawą© WrocNam

W pogoni za rowerem© WrocNam

Najazd na operatora© WrocNam

Przygotowanie do wywiadu dla TVN© WrocNam
Byłem też umówiony z Rafałem na odbiór pożyczanych przez Rafała na Żądło Szerszenia slicków (Kenda Kwest). Zobaczymy jak się sprawią.
Rafał - dzięki jeszcze raz!
Po drodze podjechałem jeszcze zobaczyć przygotowywanie hełmów do założenia na wieżę kościoła św. Klary i św. Jadwigi:

Puste miejsce na wieży© WrocNam

Zestaw do samodzielnego składania© WrocNam

Przygotowywanie hełmów© WrocNam
Dane wycieczki:
7.00 km (0.00 km teren) czas: 00:20 h avg:21.00 km/h