R-136
Niedziela, 16 września 2012
Kategoria Miasto
| Aktywność:
Pierwszy raz od wielu lat (czyli od początku zamieszkiwania we Wrocławiu) nie miałem możliwości uczestniczenia w Maratonie Wrocławskim.
Godnie jednak zostałem zastąpiony:
Wyzwanie podjęli i godnie mnie zastąpili:
Agata, Magda, Filip i Piotr.
Mi w udziale pozostało jedynie kibicowanie i wspieranie na trasie biegnących.
Dzień zacząłem od dojechania na miejsce startu i pilne wypatrywanie znajomych. Początkowo nikogo nie zauważyłem. Nawet w tradycyjnych kolejkach:
To chyba zasada wszystkich zawodów - zawsze jest tak, że ilość toalet jest zbyt mała do ilości startujących.
Obejrzałem sobie wspomnienia z poprzednich lat - uczestniczyłem w edycjach 2001-2011:
Pokręciłem się i porobiłem trochę zdjęć:
Poszedłem do biura, gdzie chwilę pogadałem ze znajomym obsługującym Mistrzostwa Wojska Polskiego i poobserwowałem na spokojnie pracę obsług stoisk:
Oprócz przygotowań do maratonu, z podobnym zaangażowaniem zawodnicy przygotowywali się do imprezy towarzyszącej:
W pewnym momencie usłyszałem wołanie i zauważyłem zbliżającą się Magdę, która dotarła na start rowerem. Wymieniliśmy kilka zdań, udzieliłem kilku porad i Magda pognała się przebrać:
Równo o godzinie 9.00 ruszyli na trasę zawodnicy na wózkach (wśród nich Ewa, którą pozdrowiłem przed startem, ale chyba mnie nie skojarzyła):
Minutę później w różnym tempie startuje masa biegaczy:
Po wybiegnięciu wszystkich z terenu startu, skrótem pognałem na Mosty Jagielońskie, gdzie urządziłem stanowisko wypatrywania znajomych:
Zostałem wypatrzony przez Filipa i Agatę (czyli wiedziałem, że ekipa jest na trasie) i pognałem dalej robiąc od czasu do czasu zdjęcia:
Na Żmigrodzkiej spotkałem się ponownie z Magdą - pogadaliśmy i pojechałem dalej:
Po pokonaniu Obwodnicy, na Moście Milenijnym znów spotykam biegnącą ekipę i od tego momentu właściwie nie odstępuję biegnących znajomych:
W pewnym momencie robię za rozpoznanie możliwego miejsca pitstopu dla Magdy, która dzielnie nadrabia stracony czas i dobiega dodatkowe metry:
Mimo zgodnego z prawem dopingu...:
... biegacze mieli okazję wpaść za kraty:
Pilotowana przeze mnie ekipa dobiega do połowy dystansu i mija go w niezłym czasie i w doskonałych humorach. Nagle słyszę swoje imię, odwracam się i widzę wielką niespodziankę: Asię z Kornelią. Dowiaduję się, że Piotrek spełnił swoje obietnice, wystartował w maratonie i jest na trasie, biegnie swoim tempem i ma jeszcze kilka kilometrów do półmetka. Postanawiam wrócić pod Stadion Miejski i się z nim przywitać.
Podczas robienia zdjęcia schodzę z roweru i później kawałek biegnę z Piotrkiem. Po zamienieniu kilku zdań podczas biegu, wracam po rower i ruszam za Piotrkiem, któremu towarzyszę podczas przebieganiu długiego, nudnego odcinka Lotnicza/Legnicka:
Przy Pl. Strzegomskim nawiązuję kontakt z Natką, która kibicuje z oddali i robi nam kilka zdjęć:
Piotrek trzyma się nieźle, więc postanawiam go opuścić i pozwolić mu walczyć w samotności z dystansem.
Sam ruszam w pogoń za będącą gdzieś na trasie pozostałą trójką.
Czasami oczywiście robię zdjęcia:
Okazuje się, że nasz Mors nie jest osamotniony w naszym Układzie Słonecznym:
Jeszcze nigdy kilometry maratonu nie mijały mi tak szybko. Z czasów wynika mi, że niedługo trójka, którą zostawiłem powinna dobiegać do mety. Nie chcę odpuszczać trasy i gnam wzdłuż kolumny biegaczy walcząc z czasem i wypatrując kogoś znajomego. Po drodze mijam Magdę, która dzielnie daje sobie radę. Kilka słów wsparcia i ciągnę dalej.
500 m przed metą zauważam Agatę, kilka metrów przed nią biegnie Filip. Zaczynają finisz:
Cofam się wzdłuż trasy wypatrując Magdy, która nieustępliwie zbliża się do końca w niezłym czasie. Kilka minut po pierwszej dwójce, na metę wpada Magda:
Zamieniamy kilka słów, po czym (co już wiem z opisu) Magda przebiera się, wsiada na rower i wraca do domu na kołach.
Ja obserwuję przez chwilę okolice mety i wracam na trasę szukając Piotra.
Po drodze po raz drugi widzę Super-Mana.
Pierwszy kontakt:
Drugi kontakt:
Magda ma konkurencję rowerową (ale tylko pod względem koloru, nie wykonania i wykończenia):
Jak zwykle w niedzielę maratońską wielu ludzi chce gdzieś dojechać:
Przy wbiegu na Wyspę Piaskową spotykam po raz ostatni tego dnia Piotra, któremu pozostały ostatnie kilometry i który miał nadal moc. Wspieram go kilkoma słowami. On biegnie dalej a ja wracam do domu:
Z późniejszych relacji dowiedziałem się, że dotarł cało na metę, gdzie czekała na niego już Asia. A tydzień później pobiegł półmaraton.
Cały dzień to ciekawe doświadczenie obserwacji maratonu z trasy, ale nie z biegu. Obym nie musiał go powtarzać w przyszłym roku.
Godnie jednak zostałem zastąpiony:
Maratońska Czwórka BS© WrocNam
Wyzwanie podjęli i godnie mnie zastąpili:
Agata, Magda, Filip i Piotr.
Mi w udziale pozostało jedynie kibicowanie i wspieranie na trasie biegnących.
Dzień zacząłem od dojechania na miejsce startu i pilne wypatrywanie znajomych. Początkowo nikogo nie zauważyłem. Nawet w tradycyjnych kolejkach:
Tradycyjne kolejki© WrocNam
To chyba zasada wszystkich zawodów - zawsze jest tak, że ilość toalet jest zbyt mała do ilości startujących.
Obejrzałem sobie wspomnienia z poprzednich lat - uczestniczyłem w edycjach 2001-2011:
Historia 30 lat Maratonu Wrocławskiego© WrocNam
Pokręciłem się i porobiłem trochę zdjęć:
Straż konna© WrocNam
Ostatnie przygotowania do 30 MW© WrocNam
Polecieć w kosmos z maratonu© WrocNam
Poszedłem do biura, gdzie chwilę pogadałem ze znajomym obsługującym Mistrzostwa Wojska Polskiego i poobserwowałem na spokojnie pracę obsług stoisk:
Biuro zawodów 30MW© WrocNam
Oprócz przygotowań do maratonu, z podobnym zaangażowaniem zawodnicy przygotowywali się do imprezy towarzyszącej:
Impreza towarzysząca© WrocNam
W pewnym momencie usłyszałem wołanie i zauważyłem zbliżającą się Magdę, która dotarła na start rowerem. Wymieniliśmy kilka zdań, udzieliłem kilku porad i Magda pognała się przebrać:
Odejście Maratonki© WrocNam
Równo o godzinie 9.00 ruszyli na trasę zawodnicy na wózkach (wśród nich Ewa, którą pozdrowiłem przed startem, ale chyba mnie nie skojarzyła):
Ruszają wózkowicze© WrocNam
Minutę później w różnym tempie startuje masa biegaczy:
Ruszają biegacze© WrocNam
Masa biegaczy© WrocNam
Ostatki biegaczy© WrocNam
Po wybiegnięciu wszystkich z terenu startu, skrótem pognałem na Mosty Jagielońskie, gdzie urządziłem stanowisko wypatrywania znajomych:
Maratończycy na Moście Jagiellońskim© WrocNam
Zostałem wypatrzony przez Filipa i Agatę (czyli wiedziałem, że ekipa jest na trasie) i pognałem dalej robiąc od czasu do czasu zdjęcia:
1. punkt żywieniowy© WrocNam
Kromera w czasie maratonu© WrocNam
Na Żmigrodzkiej spotkałem się ponownie z Magdą - pogadaliśmy i pojechałem dalej:
Rwanie w biegu© WrocNam
Pod Obwodnicą Śródmiejską© WrocNam
Walka z żywiołami© WrocNam
Przygotowanie do kolejnej walki© WrocNam
Początek Obwodnicy Śródmiejskiej© WrocNam
Biegacze na Obwodnicy© WrocNam
Po pokonaniu Obwodnicy, na Moście Milenijnym znów spotykam biegnącą ekipę i od tego momentu właściwie nie odstępuję biegnących znajomych:
Filip na Milenijnym© WrocNam
Magda napiera© WrocNam
Razem w biegu© WrocNam
W pewnym momencie robię za rozpoznanie możliwego miejsca pitstopu dla Magdy, która dzielnie nadrabia stracony czas i dobiega dodatkowe metry:
Nadrabianie kilometrów© WrocNam
Mimo zgodnego z prawem dopingu...:
Niezły doping dla Adriana© WrocNam
Muzyczny doping© WrocNam
... biegacze mieli okazję wpaść za kraty:
Maratończycy za kratami© WrocNam
Pilotowana przeze mnie ekipa dobiega do połowy dystansu i mija go w niezłym czasie i w doskonałych humorach. Nagle słyszę swoje imię, odwracam się i widzę wielką niespodziankę: Asię z Kornelią. Dowiaduję się, że Piotrek spełnił swoje obietnice, wystartował w maratonie i jest na trasie, biegnie swoim tempem i ma jeszcze kilka kilometrów do półmetka. Postanawiam wrócić pod Stadion Miejski i się z nim przywitać.
Piotr Wielki na trasie© WrocNam
Podczas robienia zdjęcia schodzę z roweru i później kawałek biegnę z Piotrkiem. Po zamienieniu kilku zdań podczas biegu, wracam po rower i ruszam za Piotrkiem, któremu towarzyszę podczas przebieganiu długiego, nudnego odcinka Lotnicza/Legnicka:
Półmetek Piotra© WrocNam
Rodzinne wsparcie© WrocNam
Rodzinny pit-stop© WrocNam
Piotr napiera na Legnickiej© WrocNam
Przy Pl. Strzegomskim nawiązuję kontakt z Natką, która kibicuje z oddali i robi nam kilka zdjęć:
Gdzieś tam jesteśmy (w centrum zdjęcia)© WrocNam
Piotrek trzyma się nieźle, więc postanawiam go opuścić i pozwolić mu walczyć w samotności z dystansem.
Sam ruszam w pogoń za będącą gdzieś na trasie pozostałą trójką.
Czasami oczywiście robię zdjęcia:
Wielki korek tramwajowy© WrocNam
Wsparcie mundurowe© WrocNam
Punkt na Ruskiej© WrocNam
Czekające kubeczki© WrocNam
Okazuje się, że nasz Mors nie jest osamotniony w naszym Układzie Słonecznym:
Morsy z Marsa© WrocNam
Jeszcze nigdy kilometry maratonu nie mijały mi tak szybko. Z czasów wynika mi, że niedługo trójka, którą zostawiłem powinna dobiegać do mety. Nie chcę odpuszczać trasy i gnam wzdłuż kolumny biegaczy walcząc z czasem i wypatrując kogoś znajomego. Po drodze mijam Magdę, która dzielnie daje sobie radę. Kilka słów wsparcia i ciągnę dalej.
500 m przed metą zauważam Agatę, kilka metrów przed nią biegnie Filip. Zaczynają finisz:
Filip finiszuje© WrocNam
Agata finiszuje© WrocNam
Cofam się wzdłuż trasy wypatrując Magdy, która nieustępliwie zbliża się do końca w niezłym czasie. Kilka minut po pierwszej dwójce, na metę wpada Magda:
Magda finiszuje© WrocNam
Zamieniamy kilka słów, po czym (co już wiem z opisu) Magda przebiera się, wsiada na rower i wraca do domu na kołach.
Ja obserwuję przez chwilę okolice mety i wracam na trasę szukając Piotra.
Po maratonie© WrocNam
Losy z nazwiskami podążają na losowanie© WrocNam
Po drodze po raz drugi widzę Super-Mana.
Pierwszy kontakt:
Super-man zstąpił© WrocNam
Drugi kontakt:
Super-man wzywa wsparcie© WrocNam
Magda ma konkurencję rowerową (ale tylko pod względem koloru, nie wykonania i wykończenia):
Rower rzucający się w oczy© WrocNam
Jak zwykle w niedzielę maratońską wielu ludzi chce gdzieś dojechać:
Koreczek na Sienkiewicza© WrocNam
Przy wbiegu na Wyspę Piaskową spotykam po raz ostatni tego dnia Piotra, któremu pozostały ostatnie kilometry i który miał nadal moc. Wspieram go kilkoma słowami. On biegnie dalej a ja wracam do domu:
Piotr podąża do mety© WrocNam
Z późniejszych relacji dowiedziałem się, że dotarł cało na metę, gdzie czekała na niego już Asia. A tydzień później pobiegł półmaraton.
Cały dzień to ciekawe doświadczenie obserwacji maratonu z trasy, ale nie z biegu. Obym nie musiał go powtarzać w przyszłym roku.
Dane wycieczki:
70.00 km (0.00 km teren) czas: 04:00 h avg:17.50 km/h
Komentarze
Widziałam ten neonowy rower! Oczy miałam jak 5 zł gdy go zobaczyłam!
Przypomnij mi- czemuś Ty nie startował z nami (i 4000 pozostałych biegaczy)? maratonka - 22:53 poniedziałek, 1 października 2012 | linkuj
Komentuj
Przypomnij mi- czemuś Ty nie startował z nami (i 4000 pozostałych biegaczy)? maratonka - 22:53 poniedziałek, 1 października 2012 | linkuj