Wpisy archiwalne w kategorii
Okolice
Dystans całkowity: | 10379.12 km (w terenie 220.00 km; 2.12%) |
Czas w ruchu: | 484:29 |
Średnia prędkość: | 21.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Suma kalorii: | 19789 kcal |
Liczba aktywności: | 150 |
Średnio na aktywność: | 69.19 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
Dzień osiemdziesiąty dziewiąty
Przed zasadniczą częścią wycieczki podjechałem na dwie stacje dobić trochę powietrza w koła.
Mama prosiła mnie kilka dni temu, żebym obejrzał na Bielanach dom wzorcowy jakiejś firmy stawiającej szybko domki, więc wybrałem się go zobaczyć. Po dojechaniu okazało się, że w soboty firma działa do 16.00. Byłem tam kwadrans po. Ale i tak po konsultacjach, okazało się, ze mama już rozmawiała w sprawie domku i przedstawione warunki nie za bardzo jej odpowiadały.
Na Bielanach zacząłem się zastanawiać, gdzie jechać dalej. Po kilku chwilach miałem już jakiś plan: kilka dni temu wyczytałem o nowych krasnalach w kompleksie Futura Park, niedługo otwierają następną część AOW, a Tomek opisuje okolice Wiśniowej Góry, gdzie jeszcze mnie nie widzieli - wszystko wiązało się w logiczną i kierunkową całość.
Trasa:
Najpierw były krasnale:
Potem dojechałem do Autostradowej Obwodnicy, którą przejechałem kawałek:
Następnie pojechałem w kierunku Leśnicy, gdzie odbiłem w stronę Lasu Mokrzańskiego, gdzie opierając się na pamięci i wskazaniach mapy próbowałem znaleźć tzw. Willę Goeringa. Znalazłem wjazd, ale już nie szukałem pozostałości bo komary trochę cięły:
Potem pojechałem w okolice Wiśniowej Góry, gdzie znajduje się najwyżej położony punkt we Wrocławiu:
Z powodu komarów i swojej zawodnej pamięci, nie pokusiłem się o szukanie pozostałości restauracji, która do czasów wojny stała na Wiśniowej Górze.
W drodze powrotnej jeszcze wizyta na Stadionie, który już niedługo ma być otwarty:
Widać też efekty postępujących szybko prac przy linii tramwajowej na Kozanów:
Mama prosiła mnie kilka dni temu, żebym obejrzał na Bielanach dom wzorcowy jakiejś firmy stawiającej szybko domki, więc wybrałem się go zobaczyć. Po dojechaniu okazało się, że w soboty firma działa do 16.00. Byłem tam kwadrans po. Ale i tak po konsultacjach, okazało się, ze mama już rozmawiała w sprawie domku i przedstawione warunki nie za bardzo jej odpowiadały.
Na Bielanach zacząłem się zastanawiać, gdzie jechać dalej. Po kilku chwilach miałem już jakiś plan: kilka dni temu wyczytałem o nowych krasnalach w kompleksie Futura Park, niedługo otwierają następną część AOW, a Tomek opisuje okolice Wiśniowej Góry, gdzie jeszcze mnie nie widzieli - wszystko wiązało się w logiczną i kierunkową całość.
Trasa:
Najpierw były krasnale:
Max i Fliz© WrocNam
Twarz Fliza (albo Maxa)© WrocNam
Potem dojechałem do Autostradowej Obwodnicy, którą przejechałem kawałek:
Stadion i most z innej strony© WrocNam
Na AOW© WrocNam
Następnie pojechałem w kierunku Leśnicy, gdzie odbiłem w stronę Lasu Mokrzańskiego, gdzie opierając się na pamięci i wskazaniach mapy próbowałem znaleźć tzw. Willę Goeringa. Znalazłem wjazd, ale już nie szukałem pozostałości bo komary trochę cięły:
Równy las© WrocNam
Potem pojechałem w okolice Wiśniowej Góry, gdzie znajduje się najwyżej położony punkt we Wrocławiu:
Szczyt Wrocławia© WrocNam
Z powodu komarów i swojej zawodnej pamięci, nie pokusiłem się o szukanie pozostałości restauracji, która do czasów wojny stała na Wiśniowej Górze.
W drodze powrotnej jeszcze wizyta na Stadionie, który już niedługo ma być otwarty:
Stadion prawie gotowy© WrocNam
Widać też efekty postępujących szybko prac przy linii tramwajowej na Kozanów:
Przygotowanie torowiska© WrocNam
Dane wycieczki:
60.00 km (0.00 km teren) czas: 02:30 h avg:24.00 km/h
Dzień osiemdziesiąty czwarty
Do pracy standardowo w kończącym się deszczu.
Powrót bezdeszczowy przez serwis i miasto. W serwisie zakup klocków hamulcowych, bo słyszę już tarcie przy hamowaniu i umówienie się na wymianę łańcucha oraz regulację przerzutek na poniedziałek.
Potem przejazd przez Grunwald:
A na Rynku przygotowania do Mistrzostw Polski w Ulicznej Piłce Nożne Bezdomnych:
Powrót bezdeszczowy przez serwis i miasto. W serwisie zakup klocków hamulcowych, bo słyszę już tarcie przy hamowaniu i umówienie się na wymianę łańcucha oraz regulację przerzutek na poniedziałek.
Potem przejazd przez Grunwald:
Stojak Niedźwiedź© WrocNam
A na Rynku przygotowania do Mistrzostw Polski w Ulicznej Piłce Nożne Bezdomnych:
Przygotowania do mistrzostw© WrocNam
Dane wycieczki:
20.00 km (0.00 km teren) czas: 01:00 h avg:20.00 km/h
Dzień siedemdziesiąty siódmy
Zaplanowany na forum BS wyjazd w kierunku Gromnika i Henrykowa.
Trasa:
Kilka minut po 8 pojawiam się umówionym miejscu, gdzie czeka już Tomek. Odczekujemy jeszcze kilka chwil i ruszamy. Idzie bardzo sprawnie. Wiatr mamy lekko w twarz, ale nie jest męczący.
Kilka razy zatrzymujemy się, żeby sprawdzić zgodność trasy z mapą.
Przed Strzelinem:
Wreszcie docieramy do Strzelina, gdzie na Rynku robimy kilkuminutowy postój na posiłek regeneracyjny. Odbudowa wieży ratuszowej dobiega końca - pewnie jeszcze tego lata będzie stała w całej okazałości, bo wszystkie części układanki są już na miejscu:
Ruszamy ze Strzelina w kierunku Gromnika i zaczynają się podjazdy. Przejeżdżamy między innymi przez miejscowość, która powinna chyba zmienić nazwę z Białego Kościoła na Biało-szary Kościół:
Podjazdy zaczynają się być męczące, ale dajemy sobie świetnie radę:
Robimy krótki postój na podziwianie masywu Ślęży z innej niż zazwyczaj strony:
Wreszcie dojeżdżamy do miejsca, gdzie zaczyna się finalne podejście pod Gromnik. Po ręcznej zmianie przednich przerzutek (okazało się, że obydwaj używamy tego samego, niezbyt dobrze działającego zestawienia korby Alivio i przerzutki SLX) ruszamy na rowerach - ja szybko rezygnuję, Tomek zaś podjeżdża dzielnie. Miałem właśnie uwiecznić jego walkę, kiedy splot nieoczekiwanych okoliczności spowodował jego bliskie spotkanie z twardym gruntem. Na szczęście obyło się bez szkód:
Po kilkudziesięciu metrach ostrego podejścia zdobywamy Gromnik z ruinami średniowiecznego grodu i śladami aktywności kulturalnej (scena, ogniska):
Po kilku minutach odpoczynku zjeżdżamy ze zdobytego Gromnika. Zaraz za wioską Dobroszów zaczyna się ekstra zjazd - szkoda tylko, że nawierzchnia nie pozwala na pofolgowanie hamulcom, które pracują z dużym zaangażowaniem.
Zaczyna się lekko chmurzyć, ale obserwując niebo mamy nadzieję, że nic nas nie złapie.
Dojeżdżamy do Henrykowa, gdzie przed granicami miejscowości fotografujemy pomnik Księgi Henrykowskiej, a w samym zespole opactwa cystersów robimy dłuższy popas:
Udaje mi się też kupić dla Natki kilka pocztówek do jej kolekcji i dla jej hobby, czyli postcrossingu.
Wyjeżdżamy z Henrykowa, kierując się już na Wrocław, a niebo przybiera coraz bardziej złowrogie barwy. Zgodnie z niepisanym prawem natury, po zmianie kierunku jazdy nadal mamy wiatr w twarz - teraz już bardziej męczący niż na początku jazdy. Wreszcie zaczyna kropić. Udaje nam się nawigować między dwoma wielkimi chmurami, tak że dostajemy tylko mały prysznic.
Ze wzgórz za Henrykowem rozpościera się wspaniały widok na Ślężę i okolice Wrocławia. Wydaje nam się, że widzimy Sky Tower:
Lecz to tylko jakaś wieża, bo wieżowiec stoi trochę w innym miejscu i robi większe wrażenie, mimo że jest lekko zamglony (widok z około 40 km, powiększenie 40x z czego 10x optyczne - aparat nie odda pełnego wrażenia):
W okolicach miejscowości Zarzyca można było na dwóch zjazdach nieźle się rozpędzić - niewiele mi zabrakło do 60 km/h.
Ciągniemy dalej w stronę Wrocławia jeszcze dwa razy niepokojeni przez przelotne opady, lecz w sumie docieramy na miejsce końca wspólnej jazdy suchutcy.
WIELKIE DZIĘKI ZA WSPÓLNE KRĘCENIE!!!
W drodze do domu zahaczam jeszcze o Aquapark, przed którym trwa przedstawienie teatralne dla dzieci:
Na jednej ze ścian Dworca widać próby wykorzystania różnych odcieni do jego końcowego malowania:
Na Rynku trwają przygotowania do festiwalu orkiestr sił powietrznych kilku krajów. Jutro ma go uświetnić przelot kilku F-16 nad Rynkiem:
Po drodze udało mi się ustrzelić dwa zgrupowania krzyży pokutnych::
Trasa:
Kilka minut po 8 pojawiam się umówionym miejscu, gdzie czeka już Tomek. Odczekujemy jeszcze kilka chwil i ruszamy. Idzie bardzo sprawnie. Wiatr mamy lekko w twarz, ale nie jest męczący.
Kilka razy zatrzymujemy się, żeby sprawdzić zgodność trasy z mapą.
Przed Strzelinem:
Tomek z panoramą w tle© WrocNam
Wreszcie docieramy do Strzelina, gdzie na Rynku robimy kilkuminutowy postój na posiłek regeneracyjny. Odbudowa wieży ratuszowej dobiega końca - pewnie jeszcze tego lata będzie stała w całej okazałości, bo wszystkie części układanki są już na miejscu:
Wieża ratuszowa w Strzelinie© WrocNam
Odpoczynek w Strzelinie w towarzystwie (by Tomek)© WrocNam
Ruszamy ze Strzelina w kierunku Gromnika i zaczynają się podjazdy. Przejeżdżamy między innymi przez miejscowość, która powinna chyba zmienić nazwę z Białego Kościoła na Biało-szary Kościół:
Prawie biały kościół© WrocNam
Podjazdy zaczynają się być męczące, ale dajemy sobie świetnie radę:
Tomek walczy z podjazdem© WrocNam
Robimy krótki postój na podziwianie masywu Ślęży z innej niż zazwyczaj strony:
Masy Ślęży z innej perspektywy© WrocNam
Wreszcie dojeżdżamy do miejsca, gdzie zaczyna się finalne podejście pod Gromnik. Po ręcznej zmianie przednich przerzutek (okazało się, że obydwaj używamy tego samego, niezbyt dobrze działającego zestawienia korby Alivio i przerzutki SLX) ruszamy na rowerach - ja szybko rezygnuję, Tomek zaś podjeżdża dzielnie. Miałem właśnie uwiecznić jego walkę, kiedy splot nieoczekiwanych okoliczności spowodował jego bliskie spotkanie z twardym gruntem. Na szczęście obyło się bez szkód:
Runda przegrana© WrocNam
Nic mi nie jest!© WrocNam
Po kilkudziesięciu metrach ostrego podejścia zdobywamy Gromnik z ruinami średniowiecznego grodu i śladami aktywności kulturalnej (scena, ogniska):
Ruiny na Gromniku© WrocNam
Rumak Zdobywca© WrocNam
Sprawdzanie mapy na Gromniku (by Tomek)© WrocNam
Po kilku minutach odpoczynku zjeżdżamy ze zdobytego Gromnika. Zaraz za wioską Dobroszów zaczyna się ekstra zjazd - szkoda tylko, że nawierzchnia nie pozwala na pofolgowanie hamulcom, które pracują z dużym zaangażowaniem.
Zaczyna się lekko chmurzyć, ale obserwując niebo mamy nadzieję, że nic nas nie złapie.
Dojeżdżamy do Henrykowa, gdzie przed granicami miejscowości fotografujemy pomnik Księgi Henrykowskiej, a w samym zespole opactwa cystersów robimy dłuższy popas:
Pomnik Księgi Henrykowskiej© WrocNam
Przed Opactwem© WrocNam
Brama wjazdowa© WrocNam
Pomnik Św. Trójcy© WrocNam
Wieże Opactwa Cystersów© WrocNam
Główna furta© WrocNam
Fragment Księgi Henrykowskiej© WrocNam
Klasztor w tle (by Tomek)© WrocNam
Altana Opata© WrocNam
Główna brama opactwa© WrocNam
Udaje mi się też kupić dla Natki kilka pocztówek do jej kolekcji i dla jej hobby, czyli postcrossingu.
Wyjeżdżamy z Henrykowa, kierując się już na Wrocław, a niebo przybiera coraz bardziej złowrogie barwy. Zgodnie z niepisanym prawem natury, po zmianie kierunku jazdy nadal mamy wiatr w twarz - teraz już bardziej męczący niż na początku jazdy. Wreszcie zaczyna kropić. Udaje nam się nawigować między dwoma wielkimi chmurami, tak że dostajemy tylko mały prysznic.
Ze wzgórz za Henrykowem rozpościera się wspaniały widok na Ślężę i okolice Wrocławia. Wydaje nam się, że widzimy Sky Tower:
Prawie Sky Tower© WrocNam
Lecz to tylko jakaś wieża, bo wieżowiec stoi trochę w innym miejscu i robi większe wrażenie, mimo że jest lekko zamglony (widok z około 40 km, powiększenie 40x z czego 10x optyczne - aparat nie odda pełnego wrażenia):
Prawdziwy Sky Tower© WrocNam
W okolicach miejscowości Zarzyca można było na dwóch zjazdach nieźle się rozpędzić - niewiele mi zabrakło do 60 km/h.
Ciągniemy dalej w stronę Wrocławia jeszcze dwa razy niepokojeni przez przelotne opady, lecz w sumie docieramy na miejsce końca wspólnej jazdy suchutcy.
WIELKIE DZIĘKI ZA WSPÓLNE KRĘCENIE!!!
W drodze do domu zahaczam jeszcze o Aquapark, przed którym trwa przedstawienie teatralne dla dzieci:
Bajkobus w akcji© WrocNam
Na jednej ze ścian Dworca widać próby wykorzystania różnych odcieni do jego końcowego malowania:
Próba koloru© WrocNam
Na Rynku trwają przygotowania do festiwalu orkiestr sił powietrznych kilku krajów. Jutro ma go uświetnić przelot kilku F-16 nad Rynkiem:
Przygotowania do festiwalu orkiestr lotniczych© WrocNam
Po drodze udało mi się ustrzelić dwa zgrupowania krzyży pokutnych::
Krzyże w Borku Strzelińskim© WrocNam
Krzyże w Chociwelu© WrocNam
Dane wycieczki:
141.00 km (0.00 km teren) czas: 06:20 h avg:22.26 km/h
Dzień siedemdziesiąty szósty
Czwartek, 23 czerwca 2011
Kategoria Miasto, Okolice, Versus Beta Vulgaris
| Aktywność:
Przejażdżka po południowo-zachodnich okolicach Wrocławia i trochę jazdy po mieście. Trasa:
Obejrzałem powstającą wschodnia obwodnicę Wrocławia:
Za Świętą Katarzyną spotkałem Don Corleone:
Zewsząd widać Sky Tower:
Na Ruskiej zauważyłem kolejnego buraka na kontrpasie - to chyba etatowe miejsce ich stania.
Obejrzałem powstającą wschodnia obwodnicę Wrocławia:
Obwodnica wschodnia© WrocNam
Za Świętą Katarzyną spotkałem Don Corleone:
Muralowy Ojciec Chrzestny© WrocNam
Zewsząd widać Sky Tower:
Sky Tower z południa© WrocNam
Na Ruskiej zauważyłem kolejnego buraka na kontrpasie - to chyba etatowe miejsce ich stania.
Dane wycieczki:
57.00 km (0.00 km teren) czas: 02:30 h avg:22.80 km/h
Dzień pięćdziesiąty czwarty
Po wczorajszym Żądle Szerszenia i następującej po nim regeneracji pojechałem tradycyjnie do Trzebnicy na rozdanie nagród i losowanie upominków wśród biorących udział.
Przez moje gapiostwo nie zauważyłem, że w tym roku trzeba było wykazać się kunsztem poetyckim i stworzyć krótką formę wierszowaną, żeby wziąć udział w losowaniu nagród:
Trofea przeznaczone dla kategorii szosowych i MTB różniły się między sobą:
Tak więc pooglądałem zwycięzców kategorii rowerowo-wiekowych i wróciłem do domu
W drodze powrotnej wybrałem trasę terenową i jechałem dłuższy czas między polami pełnymi rzepaku, które wykorzystywane są również do produkcji miodu:
Zahaczyłem o Rynek zobaczyć, jak wygląda msza beatyfikacyjna z Rzymu. W naszym wykonaniu była ona połączona z wczorajszą próbą bicia rekordu Guinnessa, ale ludzi było malutko:
Przed samym domem zauważyłem na niebie kłęby dymu - później okazało się, że to paliły się magazyny w okolicach Maślic:
Podczas dojazdu do Trzebnicy korzystałem ze wspaniałego wynalazku komunikacyjnego - ciągu pieszo-rowerowego z barierkami. Po raz kolejny stwierdzam, że kiepsko się po tym jeździ, a do tego wiatr szalony wiał w twarz, co dodatkowo obniżało osiągi. Albo ktoś zdemolował celowo część barierki, albo znalazłem się w miejscu, gdzie doszło do jakiegoś wypadku- może tego - miejsce mi się zgadza:
Przez moje gapiostwo nie zauważyłem, że w tym roku trzeba było wykazać się kunsztem poetyckim i stworzyć krótką formę wierszowaną, żeby wziąć udział w losowaniu nagród:
Szerszeniowe trofea© WrocNam
Trofea przeznaczone dla kategorii szosowych i MTB różniły się między sobą:
Trofeum szosowe© WrocNam
Trofeum MTB© WrocNam
Tak więc pooglądałem zwycięzców kategorii rowerowo-wiekowych i wróciłem do domu
W drodze powrotnej wybrałem trasę terenową i jechałem dłuższy czas między polami pełnymi rzepaku, które wykorzystywane są również do produkcji miodu:
Gdzie spojrzeć - rzepak© WrocNam
Fabryka miodu© WrocNam
Zahaczyłem o Rynek zobaczyć, jak wygląda msza beatyfikacyjna z Rzymu. W naszym wykonaniu była ona połączona z wczorajszą próbą bicia rekordu Guinnessa, ale ludzi było malutko:
Dwa w jednym© WrocNam
Przed samym domem zauważyłem na niebie kłęby dymu - później okazało się, że to paliły się magazyny w okolicach Maślic:
Pożar na Maślicach© WrocNam
Podczas dojazdu do Trzebnicy korzystałem ze wspaniałego wynalazku komunikacyjnego - ciągu pieszo-rowerowego z barierkami. Po raz kolejny stwierdzam, że kiepsko się po tym jeździ, a do tego wiatr szalony wiał w twarz, co dodatkowo obniżało osiągi. Albo ktoś zdemolował celowo część barierki, albo znalazłem się w miejscu, gdzie doszło do jakiegoś wypadku- może tego - miejsce mi się zgadza:
Rozbita barierka© WrocNam
Dane wycieczki:
58.00 km (0.00 km teren) czas: 02:55 h avg:19.89 km/h
Dzień pięćdziesiąty trzeci
Sobota, 30 kwietnia 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Kolejny (czwarty) już raz zdecydowałem się na sprawdzenie swych sił w maratonie szosowym na wymagającej trasie Żądła Szerszenia:
Dzień wcześniej, wieczorem, wymieniłem przywiezioną z Warszawy przez Brukselę linkę przerzutki (7 zł) i spróbowałem wyregulować przednią przerzutkę, ale ciągle coś szurało - niemniej znalazłem ustawienie najmniej wkurzające uszy, zasmarowałem wyczyszczony wcześniej łańcuch (wykorzystałem nowe smarowidło na suche warunki - TF2 Dry Wax with Krytox, ale nie jestem z niego zadowolony, bo już mniej więcej w połowie trasy łańcuch wydawała odgłosy, jakby nigdy nie widział na sobie czegoś do smarowania).
Rano zerwałem się, zalałem do bidonu przygotowany wieczorem szerszeniowy napój energetyczny i po ostatnich przygotowaniach ruszyłem srebrnym bolidem do Trzebnicy.
Po odebraniu numeru, przygotowaniu roweru do startu i przebraniu się byłem gotowy zmierzyć się z wydłużoną i zmienioną tegoroczną trasą.
Trasa:
Na starcie spotkałem Rafała, z którym zamieniliśmy kilka słów i wreszcie nastąpiła chwila prawdy:
Ze względu na dość skomplikowany początek trasy, poza miasto grupy startowe wyjeżdżały w asyście motocyklistów z klubu DTR.
Pogoda dopisywała, jechało się dobrze. Kilka kilometrów za Trzebnicą nasza malutka grupa została dogoniona przez szybką grupę, w której jechał Rafał, podpiąłem się i pociągnąłem niezłym tempem kilka kilometrów, ale potem odpadłem.
Samotnie przemierzałem kolejne kilometry, aż do momentu kiedy dołączyła do mnie miła pani na szosie z ekipy Szerszeni, z którą na zmianę pociskaliśmy w kierunku punktu żywieniowego. W czasie jazdy ostrzegała między innymi przed specjalną górką przygotowaną na tę edycję. Na jakimś zjeździe pani dodała gazu i się rozdzieliliśmy. Organizatorzy zapewnili czytelne oznakowanie trasy:
Powoli dojeżdżałem w okolice 70 km, gdzie zatrzymałem się po raz pierwszy na krótki popas. Pomogło mi to bardzo. Po bułce i małpim dopingu czułem się jak nowo narodzony.
Na punkcie spotkałem Tomka, który w barwach Husarii Szosowej również brał udział w Żądle.
Kolejne kilometry mijały samotnie, a w pewnym momencie pozdrowił mnie przemykający szybko Krzysiek, który ostatecznie zajął 1 miejsce w swojej grupie wiekowej.
Z każdą mijaną górką wyczekiwałem podjazdu, przed którym ostrzegała mnie pani z Szerszeni. Aż wreszcie się ukazała w całej okazałości - aż się zatrzymałem i zacząłem śmiać - dobrze, że było się gdzie rozpędzić, nachylenie 14%, prędkość w okolicach 50 km/h wystarczyło na swobodny dojazd do około 1/3 wysokości, potem zaczęła się walka.
Ale od czego są przełożenia w MTB? Wjechałem z dużym zapasem trybów. Niektórzy mocno walczyli, a niektórzy wprowadzali rowery:
Potem już było z górki i stałym tempem zbliżałem się do mety. Wreszcie dotarłem:
Czas netto: 5:14:10, czas brutto:5:33:29, miejsce 414 (na 464 kończących - cieszy mnie szczególnie, że pod koniec byłem w stanie wyprzedzać - na 88 km byłem 426, na 108 ponownie 426, na 115 już 422), w kategorii wiekowo-rowerowej 17 (na 21 kończących).
Jak co roku, jestem zadowolony ze startu i uczestnictwa.
Po posiłku regeneracyjnym, szybkie pakowanie i powrót srebrnym bolidem do domu.
ZDJĘCIA PÓŹNIEJ.
Żądło Szerszenia 2011© WrocNam
Dzień wcześniej, wieczorem, wymieniłem przywiezioną z Warszawy przez Brukselę linkę przerzutki (7 zł) i spróbowałem wyregulować przednią przerzutkę, ale ciągle coś szurało - niemniej znalazłem ustawienie najmniej wkurzające uszy, zasmarowałem wyczyszczony wcześniej łańcuch (wykorzystałem nowe smarowidło na suche warunki - TF2 Dry Wax with Krytox, ale nie jestem z niego zadowolony, bo już mniej więcej w połowie trasy łańcuch wydawała odgłosy, jakby nigdy nie widział na sobie czegoś do smarowania).
Rano zerwałem się, zalałem do bidonu przygotowany wieczorem szerszeniowy napój energetyczny i po ostatnich przygotowaniach ruszyłem srebrnym bolidem do Trzebnicy.
Po odebraniu numeru, przygotowaniu roweru do startu i przebraniu się byłem gotowy zmierzyć się z wydłużoną i zmienioną tegoroczną trasą.
Przed startem© WrocNam
Trasa:
Na starcie spotkałem Rafała, z którym zamieniliśmy kilka słów i wreszcie nastąpiła chwila prawdy:
Na starcie (by Szosowiec.pl)© WrocNam
Ze względu na dość skomplikowany początek trasy, poza miasto grupy startowe wyjeżdżały w asyście motocyklistów z klubu DTR.
Pogoda dopisywała, jechało się dobrze. Kilka kilometrów za Trzebnicą nasza malutka grupa została dogoniona przez szybką grupę, w której jechał Rafał, podpiąłem się i pociągnąłem niezłym tempem kilka kilometrów, ale potem odpadłem.
Samotnie przemierzałem kolejne kilometry, aż do momentu kiedy dołączyła do mnie miła pani na szosie z ekipy Szerszeni, z którą na zmianę pociskaliśmy w kierunku punktu żywieniowego. W czasie jazdy ostrzegała między innymi przed specjalną górką przygotowaną na tę edycję. Na jakimś zjeździe pani dodała gazu i się rozdzieliliśmy. Organizatorzy zapewnili czytelne oznakowanie trasy:
Górki© WrocNam
Dziury jeszcze przez 2 km© WrocNam
Miejsce popasu© WrocNam
Powoli dojeżdżałem w okolice 70 km, gdzie zatrzymałem się po raz pierwszy na krótki popas. Pomogło mi to bardzo. Po bułce i małpim dopingu czułem się jak nowo narodzony.
Na punkcie spotkałem Tomka, który w barwach Husarii Szosowej również brał udział w Żądle.
Kolejne kilometry mijały samotnie, a w pewnym momencie pozdrowił mnie przemykający szybko Krzysiek, który ostatecznie zajął 1 miejsce w swojej grupie wiekowej.
Z każdą mijaną górką wyczekiwałem podjazdu, przed którym ostrzegała mnie pani z Szerszeni. Aż wreszcie się ukazała w całej okazałości - aż się zatrzymałem i zacząłem śmiać - dobrze, że było się gdzie rozpędzić, nachylenie 14%, prędkość w okolicach 50 km/h wystarczyło na swobodny dojazd do około 1/3 wysokości, potem zaczęła się walka.
Oczekiwany podjazd© WrocNam
Ale od czego są przełożenia w MTB? Wjechałem z dużym zapasem trybów. Niektórzy mocno walczyli, a niektórzy wprowadzali rowery:
Moja walka (by Szerszenie)© WrocNam
Walka innych uczestników© WrocNam
Potem już było z górki i stałym tempem zbliżałem się do mety. Wreszcie dotarłem:
Na mecie© WrocNam
Regeneracja© WrocNam
Czas netto: 5:14:10, czas brutto:5:33:29, miejsce 414 (na 464 kończących - cieszy mnie szczególnie, że pod koniec byłem w stanie wyprzedzać - na 88 km byłem 426, na 108 ponownie 426, na 115 już 422), w kategorii wiekowo-rowerowej 17 (na 21 kończących).
Jak co roku, jestem zadowolony ze startu i uczestnictwa.
Po posiłku regeneracyjnym, szybkie pakowanie i powrót srebrnym bolidem do domu.
ZDJĘCIA PÓŹNIEJ.
Dane wycieczki:
135.00 km (0.00 km teren) czas: 05:14 h avg:25.80 km/h
Zwiedzanie stolycy
Piątek, 15 kwietnia 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Obowiązki zmusiły mnie do podróży do Warszawy.
Pojechałem, załatwiłem, wróciłem.
Przy okazji trochę pooglądałem.
W samym Centrum natknąłem się na pas dla rowerów:
Biegł sobie obok symbolu, który coraz bardziej ukryty jest wśród drapaczy chmur:
Niedaleko też zobaczyłem atrakcyjną formę przejścia dla pieszych:
Przy Grobie Nieznanego Żołnierza odbywała się honorowa odprawa wart połączona ze składaniem wieńców - chyba z okazji Święta Wojsk Inżynieryjnych, których największe obchody odbywały się przy Pomniku Sapera nad brzegiem Wisły:
Pod Pałacem Prezydenckim nadal protestują:
Pojechałem, załatwiłem, wróciłem.
Przy okazji trochę pooglądałem.
W samym Centrum natknąłem się na pas dla rowerów:
Prawidłowe oznakowanie© WrocNam
Biegł sobie obok symbolu, który coraz bardziej ukryty jest wśród drapaczy chmur:
Symbol przyjaźni© WrocNam
Niedaleko też zobaczyłem atrakcyjną formę przejścia dla pieszych:
Klawiaturowa zebra© WrocNam
Przy Grobie Nieznanego Żołnierza odbywała się honorowa odprawa wart połączona ze składaniem wieńców - chyba z okazji Święta Wojsk Inżynieryjnych, których największe obchody odbywały się przy Pomniku Sapera nad brzegiem Wisły:
Kompania reprezentacyjna© WrocNam
Pod Pałacem Prezydenckim nadal protestują:
Protestacyjny namiot 1© WrocNam
Protestacyjny namiot 2© WrocNam
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Ljubljana-Monachium-Wrocław
Środa, 6 kwietnia 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Przed wylotem, podczas oczekiwania na samolot, miałem czas na podziwianie widoków Alp Kamnickich:
Trochę się też nudziłem:
Wreszcie przyleciał mój podniebny rumak, który dostarczył mnie na miejsce przesiadki:
Na lotnisku w Monachium znowu musiałem trochę poczekać, ale lotnisko jest duże, więc jest co pooglądać, zapewnia darmową kawę i inne napoje, a dzięki firmie Allianz można wejść do monachijskiego stadionu i połączyć się ze światem (co też uczyniłem, czego dowodem są wpisy na FB):
Czasami otaczały mnie tłumy, a czasami było puściutko:
Panorama Alp© WrocNam
Lotnisko w Ljubljanie© WrocNam
Trochę się też nudziłem:
Kawa w oczekiwaniu na lot© WrocNam
W oczekiwaniu na lot© WrocNam
Wreszcie przyleciał mój podniebny rumak, który dostarczył mnie na miejsce przesiadki:
Mój środek podniebnego transportu© WrocNam
Na lotnisku w Monachium znowu musiałem trochę poczekać, ale lotnisko jest duże, więc jest co pooglądać, zapewnia darmową kawę i inne napoje, a dzięki firmie Allianz można wejść do monachijskiego stadionu i połączyć się ze światem (co też uczyniłem, czego dowodem są wpisy na FB):
Mini Allianz Arena© WrocNam
Czasami otaczały mnie tłumy, a czasami było puściutko:
Lotnisko w Monachium© WrocNam
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Ljubljana
Wtorek, 5 kwietnia 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Służbowe wiatry zawiały mnie na południe Europy do stolicy Słowenii - Ljubljany.
Jak zwykle w czasie takich wyjazdów czasu nie ma zbyt dużo, ale kilka chwil zawsze się znajdzie, żeby coś zobaczyć. Będzie trochę zdjęć.
Po przylocie i dostaniu się do hotelu, szybko ruszyłem coś jeszcze pozwiedzać przed zachodem słońca. Drugiego dnia, idąc na spotkanie też sobie coś pooglądałem, a po zakończeniu spotkania wykorzystałem jeszcze dwie godzinki przed nocą, żeby utrwalić wspomnienia - większość rzeczy w centrum już obejrzałem pierwszego dnia.
Zwracałem uwagę na zabytki i ciekawe miejsca, jak i środowisko rowerowe. Miasto bardzo przypomina mi Bielsko - Białą - ze względu na wielkość, architekturę, ukształtowanie i otoczenie górami.
Nad miastem góruje zamek, który zdobyłem w czasie wizyty dwukrotnie:
Rowerów jest zatrzęsienie. Wszędzie rowerzyści (od garniaków po lyckrowców), stojaki rowerowe, drogi rowerowe i rowery. Nawet funkcjonariusze różnych służb (policja, poczta - tych widziałem) poruszają się na rowerach.
W pozyskanym pierwszego dnia w informacji turystycznej folderze przeczytałem, że działa w Ljubljanie wypożyczalnia rowerów, więc drugiego dnia nie mogłem nie skorzystać z okazji. Niestety, spóźniłem się 50 minut, bo rowery wypożyczali na minimum 2 godziny, a w momencie dotarcia do wypożyczalni do zamknięcia zostało 1:10. Może następnym razem się uda pozwiedzać dalsze okolice:
Pod wypożyczalnią - przygotowałem już GPS, żeby utrwalić swoją wycieczkę:
#lat=46.05092&lng=14.51017&zoom=19&type=1
Z nierowerowych atrakcji jest do obejrzenia zamek i starówka:
Można obejrzeć trójdrożny most i most ze smokami:
Można pooglądać sobie makietę centrum miasta:
Pod wzgórzem zamkowym przebiega sobie tunel:
A na wzgórzu stoi pomnik upamiętniający powstania chłopskie:
Dla leniwych przygotowano kolejkę na wzgórze, bo podejście jest rzeczywiście żmudne (ale wrażenia świetne):
W mieście jest trochę fontann, stoi kilkanaście pomników i rzeźb:
Nie brakuje też polskich akcentów:
Jak we Wrocławiu, można się zaopatrzyć w mleko na ulicy (zauważyłem również seromaty - może kiedyś będą i w Polsce):
Inwazja McDonald'sa poszła dalej niż w Polsce, bo po mieście jeżdżą autobusowe jego wersje:
Gdziekolwiek się człowiek nie obróci tam góry:
Ja też się wtopiłem w tło:
Jak i u nas trwa walka na hasła namurach:
Jak zwykle w czasie takich wyjazdów czasu nie ma zbyt dużo, ale kilka chwil zawsze się znajdzie, żeby coś zobaczyć. Będzie trochę zdjęć.
Po przylocie i dostaniu się do hotelu, szybko ruszyłem coś jeszcze pozwiedzać przed zachodem słońca. Drugiego dnia, idąc na spotkanie też sobie coś pooglądałem, a po zakończeniu spotkania wykorzystałem jeszcze dwie godzinki przed nocą, żeby utrwalić wspomnienia - większość rzeczy w centrum już obejrzałem pierwszego dnia.
Zwracałem uwagę na zabytki i ciekawe miejsca, jak i środowisko rowerowe. Miasto bardzo przypomina mi Bielsko - Białą - ze względu na wielkość, architekturę, ukształtowanie i otoczenie górami.
Nad miastem góruje zamek, który zdobyłem w czasie wizyty dwukrotnie:
Zamek w Ljubljanie© WrocNam
Rowerów jest zatrzęsienie. Wszędzie rowerzyści (od garniaków po lyckrowców), stojaki rowerowe, drogi rowerowe i rowery. Nawet funkcjonariusze różnych służb (policja, poczta - tych widziałem) poruszają się na rowerach.
Droga rowerowa w Ljubljanie© WrocNam
Jeden z rodzajów stojaków© WrocNam
Pasy rowerowe© WrocNam
Patrol rowerowy© WrocNam
Rower na ścianie© WrocNam
Niezły patent© WrocNam
W pozyskanym pierwszego dnia w informacji turystycznej folderze przeczytałem, że działa w Ljubljanie wypożyczalnia rowerów, więc drugiego dnia nie mogłem nie skorzystać z okazji. Niestety, spóźniłem się 50 minut, bo rowery wypożyczali na minimum 2 godziny, a w momencie dotarcia do wypożyczalni do zamknięcia zostało 1:10. Może następnym razem się uda pozwiedzać dalsze okolice:
Ljubljańska wypożyczalnia rowerów© WrocNam
Pod wypożyczalnią - przygotowałem już GPS, żeby utrwalić swoją wycieczkę:
#lat=46.05092&lng=14.51017&zoom=19&type=1
Z nierowerowych atrakcji jest do obejrzenia zamek i starówka:
Widok miejski Ljubljany© WrocNam
Można obejrzeć trójdrożny most i most ze smokami:
Smok na moście© WrocNam
Można pooglądać sobie makietę centrum miasta:
Makieta Starego Miasta Ljubljany© WrocNam
Pod wzgórzem zamkowym przebiega sobie tunel:
Wzgórze zamkowe z tunelem© WrocNam
A na wzgórzu stoi pomnik upamiętniający powstania chłopskie:
Słoweńscy kosynierzy© WrocNam
Dla leniwych przygotowano kolejkę na wzgórze, bo podejście jest rzeczywiście żmudne (ale wrażenia świetne):
Kolejka na wzgórze zamkowe© WrocNam
W mieście jest trochę fontann, stoi kilkanaście pomników i rzeźb:
Słoweńska sztuka© WrocNam
Nie brakuje też polskich akcentów:
Poljski vrabec© WrocNam
Ulica Krakowska© WrocNam
Jak we Wrocławiu, można się zaopatrzyć w mleko na ulicy (zauważyłem również seromaty - może kiedyś będą i w Polsce):
Słoweński mlekomat© WrocNam
Inwazja McDonald'sa poszła dalej niż w Polsce, bo po mieście jeżdżą autobusowe jego wersje:
McBusDrive© WrocNam
Gdziekolwiek się człowiek nie obróci tam góry:
Typowa ljubljańska ulica© WrocNam
Panorama Ljubljany© WrocNam
Ja też się wtopiłem w tło:
Na tle panoramy miasta© WrocNam
Jak i u nas trwa walka na hasła namurach:
Słoweńskie hasło dnia© WrocNam
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Dzień czterdziesty drugi
Kolejne wezwanie na pospolite rowerowe ruszenie we Wrocławiu.
Biker81 rzucił hasło delikatnej setki, które podchwyciła jeszcze trójka Bikestatowiczów: argusiol, drBike i ja.
Przed wyruszeniem na wyprawę musiałem jeszcze pojechać na Stare Miasto poszukać kantoru, bo wczoraj zapomniałem kupić trochę pieniędzy na jutrzejszy wyjazd. Potem ruszyłem na Psie Pole.
Stawiliśmy się w umówionym miejscu i pokręciliśmy pętlą gruntzWR-a dookoła Oleśnicy.
Wszystko szło jak z płatka aż do Dobroszyc, gdzie rower Rafała odmówił posłuszeństwa. Nasz przewodnik musiał nas opuścić i popedałował do Oleśnicy na pociąg, żeby spokojnie wrócić do domu.
My pozbawieni przewodnictwa prawie od razu straciliśmy orientację i trochę się pogubiliśmy, ale po paru minutach znaleźliśmy się na ustalonym szlaku.
Przemierzając kolejne kilometry, już bez przeszkód osiągnęliśmy Wrocław, gdzie argusiol nas opuścił i pojechał pooglądać żużlowców, a ja wspólnie z drBike'iem dokręciliśmy do Centrum.
Przebić się przez Wały w niedzielne popołudnie jest prawdziwym wyzwaniem.
Zdjęcia z wycieczki:
Trasa:
Podczas przejazdu powrotnego przez Rynek zobaczyłem Zająca:
Powstały wczoraj kontrapas na Ruskiej:
Wielkie dzięki za wspólne kręcenie!
Biker81 rzucił hasło delikatnej setki, które podchwyciła jeszcze trójka Bikestatowiczów: argusiol, drBike i ja.
Przed wyruszeniem na wyprawę musiałem jeszcze pojechać na Stare Miasto poszukać kantoru, bo wczoraj zapomniałem kupić trochę pieniędzy na jutrzejszy wyjazd. Potem ruszyłem na Psie Pole.
Stawiliśmy się w umówionym miejscu i pokręciliśmy pętlą gruntzWR-a dookoła Oleśnicy.
Wszystko szło jak z płatka aż do Dobroszyc, gdzie rower Rafała odmówił posłuszeństwa. Nasz przewodnik musiał nas opuścić i popedałował do Oleśnicy na pociąg, żeby spokojnie wrócić do domu.
My pozbawieni przewodnictwa prawie od razu straciliśmy orientację i trochę się pogubiliśmy, ale po paru minutach znaleźliśmy się na ustalonym szlaku.
Przemierzając kolejne kilometry, już bez przeszkód osiągnęliśmy Wrocław, gdzie argusiol nas opuścił i pojechał pooglądać żużlowców, a ja wspólnie z drBike'iem dokręciliśmy do Centrum.
Przebić się przez Wały w niedzielne popołudnie jest prawdziwym wyzwaniem.
Zdjęcia z wycieczki:
Krzyż w Pasikurowicach© WrocNam
Staw w Miodarach© WrocNam
Niczym Morze Czerwone© WrocNam
Trasa:
Podczas przejazdu powrotnego przez Rynek zobaczyłem Zająca:
Fioletowy Zając© WrocNam
Powstały wczoraj kontrapas na Ruskiej:
Kontrpas na Ruskiej© WrocNam
Wielkie dzięki za wspólne kręcenie!
Dane wycieczki:
117.00 km (0.00 km teren) czas: 05:20 h avg:21.94 km/h