Wpisy archiwalne w kategorii
Okolice
Dystans całkowity: | 10379.12 km (w terenie 220.00 km; 2.12%) |
Czas w ruchu: | 484:29 |
Średnia prędkość: | 21.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Suma kalorii: | 19789 kcal |
Liczba aktywności: | 150 |
Średnio na aktywność: | 69.19 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
R-152
Szybki popołudniowy wypad do Gospody Pod Czarnym Kurem, a właściwie mieszczącego się tam Browaru Widawa, i zakup tam nowego piwa:
A po drodze wizyta na remontowanym Psim Polu:
Trasa:
Piwo Kret© WrocNam
A po drodze wizyta na remontowanym Psim Polu:
Rynek Psiego Pola w budowie© WrocNam
Psie Pole zabarierkowane© WrocNam
Droga na Psie Pole© WrocNam
Trasa:
Dane wycieczki:
50.00 km (0.00 km teren) czas: 02:00 h avg:25.00 km/h
R-144
Po dojechaniu do bazy rajdu czekamy cierpliwie na godzinę startu, która wybija kilka minut po 1 w nocy:
Analizujemy trasę i ruszamy.
Idzie całkiem sprawnie. Na trasie, jak zwykle, różne zadania:
Docieramy z trudem do punktu G (punkt całkowicie nierowerowy, 15 minut przedzierania się przez zarośla i chaszcze) - na miejscu pokonanie rzeczki przez most linowy i przeprawienie nad nią rowerów. Mocujemy rower Rafała, a on sam rusza na drugą stronę. Chwilę walczy z linami i grawitacją, lecz niestety przegrywa - wpada do wody. Przeprawiamy rowery i ruszam ja. Również walczę i prawie pod koniec przeprawy również zaliczam wodę - a właściwie mokry brzeg.
Chwila zastanowienia i postanawiamy wracać i nie ryzykować dalszej jazdy w przemoczonych rzeczach. Ruszamy najkrótszą drogą do bazy:
Docieramy do bazy. Oddajemy niepełną kartę. Rafał się przebiera i wracamy do domu. Mogło być lepiej, ale nie było - tego feralnego punktu też nie powinno być. W następnej edycji znowu powalczymy.
W okolicach bazy rajdu parę rowerowych gadżetów:
Pod klatką spotykam pieszego uczestnika Tropiciela, który też właśnie wracał - na początku dziwnie się na siebie patrzyliśmy, ale po chwili przyszło olśnienie: "Tropiciel!".
Trasa (niepełna Tropiciela 11):
Wydanie map na T-11© WrocNam
Kapitan drużyny T-11© WrocNam
Wyrobnik drużyny T-11© WrocNam
Dwóch kolejnych bohaterów T-11© WrocNam
Konkurenci ze Śląska© WrocNam
Kapitan rusza po mapy© WrocNam
Sekundy do startu T-11© WrocNam
Idzie całkiem sprawnie. Na trasie, jak zwykle, różne zadania:
Tańce podczas Tropiciela 11© WrocNam
Punkt na strzelnicy© WrocNam
Zstępuję do podziemia© WrocNam
Punkt historyczny T-11© WrocNam
W schronie Tropiciela 11© WrocNam
Trochę historii© WrocNam
Wyjście z podziemia© WrocNam
Punkt psiarski T-11© WrocNam
Przed pokonaniem cieku© WrocNam
Walczymy z lianami© WrocNam
Przygotowania do pokonania© WrocNam
Rafał pokonuje© WrocNam
Podczas odwrotu© WrocNam
Karta startowa T-11© WrocNam
Rowerowe wlepki na samochodzie© WrocNam
Muralek na szkole© WrocNam
Trasa (niepełna Tropiciela 11):
Dane wycieczki:
67.00 km (0.00 km teren) czas: 04:00 h avg:16.75 km/h
R-143
Piątek, 25 października 2013
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Po popołudniowym zakończeniu czasowej rejestracji Nubiry oraz przejściu badań technicznych, wieczorem pakowanie się i start w kierunku Jelcza-Laskowic na nocne tułanie się po drogach i bezdrożach Przygodowego Rajdu na Orientację Tropiciel 11 i kolejna próba zdobycia pełnej trasy, żeby uzyskać odznakę Tropiciela.
Pod Pasażem Grunwaldzkim spotykam się z Rafałem, który niedawno skończył kibicować polskim ciężarowcom.
Doświetlamy się i ruszamy ku przygodzie.
Trasa mija szybko i docieramy do Jelcza, po którym trochę krążymy, ale w końcu docieramy do bazy rajdu, gdzie już czekają na nas najwięksi rywale - Darek i Darek:
Rejestrujemy się i odprężamy - start za ponad dwie godziny. Rozmawiamy ze znajomymi i czekamy na 1:20, kiedy mamy wystartować:
TRASA DOJAZDU
Baner Tropiciela© WrocNam
Pod Pasażem Grunwaldzkim spotykam się z Rafałem, który niedawno skończył kibicować polskim ciężarowcom.
Doświetlamy się i ruszamy ku przygodzie.
Trasa mija szybko i docieramy do Jelcza, po którym trochę krążymy, ale w końcu docieramy do bazy rajdu, gdzie już czekają na nas najwięksi rywale - Darek i Darek:
Śląscy konkurenci już są© WrocNam
Rejestrujemy się i odprężamy - start za ponad dwie godziny. Rozmawiamy ze znajomymi i czekamy na 1:20, kiedy mamy wystartować:
Kolejna koszulka do kolekcji© WrocNam
TRASA DOJAZDU
Dane wycieczki:
34.00 km (0.00 km teren) czas: 01:20 h avg:25.50 km/h
R-116
Niedziela, 11 sierpnia 2013
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Rafał zaproponował weekendową trasę w okolice Ślęży i zdobywanie trzech okolicznych przełęczy: Tąpadeł, Sulistrowickiej i Jędrzejowickiej.
Ruszamy rano spod Factory i szybkim tempem docieramy pod Ślężę:
Pokonując większe i mniejsze pagórki zaczynamy objazd masywu Ślęży. Czasami zatrzymujemy się i podziwiamy widoki:
Po pewnym czasie zaczyna się walka z terenem - podjazd do przełęczy Tąpadła, które osiągamy w niezłej kondycji, bez napinki i bez problemów:
Na parkingu już trochę samochodów, ale nadal są miejsca:
Na zjeździe do Sulistrowiczek pełno asfaltowego dopingu:
Zaczynam zjazd po świeżutkim i gładkim asfalcie, bez pedałowania osiągam 58 km/h i chcę dokręcić do 60. Ruszam pedałami i rower wpada w drgawki. Zaczynam myśleć, że złapałem gumę albo odkręciło się koło. Delikatnie wyhamowuję i przy 35 km/h rower łapie znów stabilność. Robię próbę na mniejszej prędkości potrząsania kierownicą i już wiem, co jest przyczyną dygotek. Bagażnik z sakwą - wysoko umieszczona masa na dużym ramieniu zaburza stabilność. Teraz już będę uważał na prędkości. Muszę sprawdzić, czy podobnego objawu nie ma przy jeździe bez bagażnika.
Docieram już bez problemów do parkingu przy źródełku św. Świerada. Kupujemy trochę owoców i robimy postój:
Po paru minutach ruszamy dalej. Dojeżdżamy do opróżnionego ze względu na osłabienie konstrukcji spowodowane powodzią zbiornika w Sulistrowicach:
Chwilę później zdobywamy drugą przełęcz tego dnia - Sulistrowicką i zaczynamy zjazd na drugą stronę masywu Ślęży.
Przez pewien czas towarzyszy nam Sky Tower:
A potem pojawia się Wielka Sowa:
Mijamy krzyż w Młynicy:
Dojeżdżamy w pokręcony sposób do kolejnej przełęczy - Jędrzejowickiej:
Oglądamy pole golfowe:
Docieramy do Wirów, gdzie fotografujemy dwa krzyże pokutne umieszczone dość nietypowo. Towarzyszy im dla równowagi trzeci współczesny:
Zaraz za Wirami stoi rower:
Po raz kolejny tego dnia podjeżdżamy pod Tąpadła - tym razem na parkingu nie ma miejsc, samochody stoją wszędzie wokół. Zjeżdżamy w stronę Sulistrowiczek i znów przy źródle robimy popas (przy okazji kupuję miód leśny). Na dole też sporo samochodów:
Odwiedzamy park krajobrazowy "Wenecja"(pozostałosć po parku uzdrowiskowym):
Jedziemy w stronę Sobótki i na chwilę zatrzymujemy się w Rezerwacie Będkowice:
W Sobótce oglądamy Aleję Sław Kolarstwa - wolne miejsca czekają na nas:
Obok alei skwer:
Niedaleko alei i skweru:
Z Sobótki kierujemy się na Kąty Wrocławskie, gdzie kupujemy lody z automatu i ciśniemy do domu:
Na moście na Bystrzycy:
Dojeżdżamy w okolice Factory i żegnamy się.
Kręcę jeszcze do Magnolii:
WIELKIE DZIĘKI ZA WSPÓLNE KRĘCENIE!
Trasa:
Od około 50 km czułem znowu Achillesa. Po powrocie stwierdziłem, że jest pogrubiony i trzeszczy. Przez kolejne dwa dni miałem problem z chodzeniem po schodach.
Ruszamy rano spod Factory i szybkim tempem docieramy pod Ślężę:
Zbliżamy się do Ślęży© WrocNam
Wieża i kościół na Ślęży© WrocNam
Rafał w gotowości do zdobywania przełęczy© WrocNam
Pokonując większe i mniejsze pagórki zaczynamy objazd masywu Ślęży. Czasami zatrzymujemy się i podziwiamy widoki:
Świdnica© WrocNam
Wieża w Świdnicy© WrocNam
Po pewnym czasie zaczyna się walka z terenem - podjazd do przełęczy Tąpadła, które osiągamy w niezłej kondycji, bez napinki i bez problemów:
Podjazd pod Tąpadła© WrocNam
Na parkingu już trochę samochodów, ale nadal są miejsca:
Parking Tąpadła© WrocNam
Na zjeździe do Sulistrowiczek pełno asfaltowego dopingu:
Zagrzewanie do wysiłku© WrocNam
Zaczynam zjazd po świeżutkim i gładkim asfalcie, bez pedałowania osiągam 58 km/h i chcę dokręcić do 60. Ruszam pedałami i rower wpada w drgawki. Zaczynam myśleć, że złapałem gumę albo odkręciło się koło. Delikatnie wyhamowuję i przy 35 km/h rower łapie znów stabilność. Robię próbę na mniejszej prędkości potrząsania kierownicą i już wiem, co jest przyczyną dygotek. Bagażnik z sakwą - wysoko umieszczona masa na dużym ramieniu zaburza stabilność. Teraz już będę uważał na prędkości. Muszę sprawdzić, czy podobnego objawu nie ma przy jeździe bez bagażnika.
Docieram już bez problemów do parkingu przy źródełku św. Świerada. Kupujemy trochę owoców i robimy postój:
Parking przy źródełku© WrocNam
Źródełko Życia© WrocNam
Po paru minutach ruszamy dalej. Dojeżdżamy do opróżnionego ze względu na osłabienie konstrukcji spowodowane powodzią zbiornika w Sulistrowicach:
Opróżniony zbiornik w Sulistrowicach© WrocNam
Budowla zbiornikowa© WrocNam
Chwilę później zdobywamy drugą przełęcz tego dnia - Sulistrowicką i zaczynamy zjazd na drugą stronę masywu Ślęży.
Przez pewien czas towarzyszy nam Sky Tower:
Sky Tower z trasy© WrocNam
A potem pojawia się Wielka Sowa:
Wieża na Wielkiej Sowie© WrocNam
Mijamy krzyż w Młynicy:
Krzyż w Młynicy© WrocNam
Dojeżdżamy w pokręcony sposób do kolejnej przełęczy - Jędrzejowickiej:
Pokręcone skrzyżowanie© WrocNam
Oglądamy pole golfowe:
Pole do mini golfa© WrocNam
Pole golfowe pod Ślężą© WrocNam
Docieramy do Wirów, gdzie fotografujemy dwa krzyże pokutne umieszczone dość nietypowo. Towarzyszy im dla równowagi trzeci współczesny:
Dwa krzyże w Wirach© WrocNam
Krzyż nr 1 w Wirach© WrocNam
Krzyż nr 2 w Wirach© WrocNam
Dorobiony krzyż© WrocNam
Zaraz za Wirami stoi rower:
Rower na podjeździe© WrocNam
Po raz kolejny tego dnia podjeżdżamy pod Tąpadła - tym razem na parkingu nie ma miejsc, samochody stoją wszędzie wokół. Zjeżdżamy w stronę Sulistrowiczek i znów przy źródle robimy popas (przy okazji kupuję miód leśny). Na dole też sporo samochodów:
Samochody pod Sulistrowiczkami© WrocNam
Odwiedzamy park krajobrazowy "Wenecja"(pozostałosć po parku uzdrowiskowym):
Reprezentacyjna budowla w parku© WrocNam
Kawałek parku w Sulistrowiczkach© WrocNam
W oddali kolejne budowle© WrocNam
Budowle w parku© WrocNam
Kanał odpływowy© WrocNam
Dalej trudno iść© WrocNam
W kanale© WrocNam
Wydostać się z kanału© WrocNam
Czekające rumaki© WrocNam
Jedziemy w stronę Sobótki i na chwilę zatrzymujemy się w Rezerwacie Będkowice:
Rezerwat Będkowice© WrocNam
Chata pod Ślężą© WrocNam
W Sobótce oglądamy Aleję Sław Kolarstwa - wolne miejsca czekają na nas:
Aleja Sław Kolarstwa© WrocNam
Obelisk jednej ze sław kolarstwa© WrocNam
Sportowy życiorys© WrocNam
Obok alei skwer:
Skwer biegacza© WrocNam
Niedaleko alei i skweru:
Rowerem wszędzie da się wjechać© WrocNam
Z Sobótki kierujemy się na Kąty Wrocławskie, gdzie kupujemy lody z automatu i ciśniemy do domu:
Drzewny tunel© WrocNam
Na moście na Bystrzycy:
Powodziowy poziom z 1997© WrocNam
Dojeżdżamy w okolice Factory i żegnamy się.
Kręcę jeszcze do Magnolii:
Plakat pod Magnolią© WrocNam
Manewry w Magnolii© WrocNam
WIELKIE DZIĘKI ZA WSPÓLNE KRĘCENIE!
Trasa:
Od około 50 km czułem znowu Achillesa. Po powrocie stwierdziłem, że jest pogrubiony i trzeszczy. Przez kolejne dwa dni miałem problem z chodzeniem po schodach.
Dane wycieczki:
152.00 km (0.00 km teren) czas: 07:00 h avg:21.71 km/h
R-114
Niedziela, 4 sierpnia 2013
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Postanowiłem sobie gdzieś skoczyć rano przed upałami.
Wybór padł na Oławę:
Ruszyłem lekko opóźniony w stosunku do planu (na 11 prognozy zapowiadały opady i chciałem wrócić przed nimi) i mocnym tempem ruszyłem krajówką do celu. Na niebie wisiało trochę chmur.
Zaraz po przekroczeniu granic Wrocławia dostaję telefon od Natki, gdzie jestem, bo we nad domem szaleje burza i ją obudziły grzmoty. Odwracam się i rzeczywiście widzę niebo zasnute ciemnymi chmurami przecinanymi błyskawicami - niezapowiedziana przez prognozy burza:
Sprawdzam wiatr - burza będzie mnie gonić, ale może przejdzie lekko bokiem. Robię jeszcze zdjęcie powstającej hali i ruszam ostro w stronę Oławy:
Od czasu do czasu spada kilka kropel, ale jestem cały czas poza zasięgiem. Rozglądam się mimo tego cały czas za potencjalnym schronieniem. Wreszcie pojawia się Oława:
Docieram do miasta, robię objazd Rynku i krótki odpoczynek:
Na urzędzie miasta zestawienie herbów miast z kogutem:
Kiedy siedzę na przystanku na Rynku przechodzi najbardziej intensywny opad (parę kropel na metr kwadratowy) - większość przeszła na szczęście bokiem.
Ruszam w stronę Wrocławia i trochę się gubię przy wyjeździe. Ale łapię właściwy szlak i już bez przeszkód docieram do Biestrzykowa, gdzie znajduje się średniowieczna rycerska wieża mieszkalna, która zawsze uchodziła mojej uwadze:
Dojeżdżam spokojnie do domu. Kiedy ustawiam rower za oknami znowu zaczyna padać (teraz zgodnie z prognozą).
Trasa:
Wybór padł na Oławę:
Herb Oławy© WrocNam
Ruszyłem lekko opóźniony w stosunku do planu (na 11 prognozy zapowiadały opady i chciałem wrócić przed nimi) i mocnym tempem ruszyłem krajówką do celu. Na niebie wisiało trochę chmur.
Zaraz po przekroczeniu granic Wrocławia dostaję telefon od Natki, gdzie jestem, bo we nad domem szaleje burza i ją obudziły grzmoty. Odwracam się i rzeczywiście widzę niebo zasnute ciemnymi chmurami przecinanymi błyskawicami - niezapowiedziana przez prognozy burza:
Goniąca burza© WrocNam
Sprawdzam wiatr - burza będzie mnie gonić, ale może przejdzie lekko bokiem. Robię jeszcze zdjęcie powstającej hali i ruszam ostro w stronę Oławy:
Las podpór© WrocNam
Od czasu do czasu spada kilka kropel, ale jestem cały czas poza zasięgiem. Rozglądam się mimo tego cały czas za potencjalnym schronieniem. Wreszcie pojawia się Oława:
Oława się zbliża© WrocNam
Docieram do miasta, robię objazd Rynku i krótki odpoczynek:
Ratusz w Oławie© WrocNam
Kosiarz na oławskim ratuszu© WrocNam
Renesansowa płyta nagrobna© WrocNam
Pogodowa sowa© WrocNam
Na urzędzie miasta zestawienie herbów miast z kogutem:
Z kogutem w herbie© WrocNam
Kiedy siedzę na przystanku na Rynku przechodzi najbardziej intensywny opad (parę kropel na metr kwadratowy) - większość przeszła na szczęście bokiem.
Ruszam w stronę Wrocławia i trochę się gubię przy wyjeździe. Ale łapię właściwy szlak i już bez przeszkód docieram do Biestrzykowa, gdzie znajduje się średniowieczna rycerska wieża mieszkalna, która zawsze uchodziła mojej uwadze:
Dom z wieżą mieszkalną© WrocNam
Wieża w Biestrzykowie© WrocNam
Dojeżdżam spokojnie do domu. Kiedy ustawiam rower za oknami znowu zaczyna padać (teraz zgodnie z prognozą).
Trasa:
Dane wycieczki:
79.00 km (0.00 km teren) czas: 03:10 h avg:24.95 km/h
R-107
Środa, 24 lipca 2013
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Trzeciego dnia pobytu wybieramy się z Tatą na dłuższą wyprawę. Ze względu na delikatne tempo wcześnie wstajemy i ruszamy na wschód. Temperatura nas zaskakuje. Tylko 8 stopni.
Tata prowadzi swoimi drogami opowiadając o okolicach:
Docieramy do Maluszyna, gdzie zbudowano nowy most i nie ma już fajnej serpentyny pod górę:
W jednej z wiosek kupujemy bułki i kawałek dalej robimy dłuższy postój na śniadanie:
Mimo że cały czas świeci słońce, jest zadziwiająco zimno. Z północy nadciągają niepokojące chmury. Niezrażeni tym dalej jedziemy.
Tata od czasu do czasu się zatrzymuje i oddaje swojej pasji:
Odwiedzamy Kluczewsko z jego nietypowym spichlerzem:
Docieramy do Włoszczowy, gdzie robimy kolejny mały odpoczynek:
Podczas wyjazdu z Włoszczowy zauważamy centrum informacji turystycznej, gdzie pozyskujemy mapkę okolic Włoszczowy, folder o powiecie i miejscowości Czarncy, gdzie urodził się Stefan Czarniecki i trochę innych gadżetów. Podziwiamy też wystawę:
Chwilę po wyjechaniu z Włoszczowy docieramy do zalewu Klekot:
W palnie było moczenie się w wodzie, ale pogoda nie pozwala na to zbytnio. Jesteśmy jedynymi gośćmi plaży. Dwaj ratownicy wieszają przy nas białą flagę, ale i to nie zachęca nas do kąpieli. Robimy dłuższą przerwę i wcinamy drugie śniadanie.
Klucząc lasami i cisnąc doskonałymi asfaltami podziwiamy okolice:
W pewnym miejscu zauważamy rzadko spotykane obecnie ustawianie ściętego zboża - snopki:
Wszędzie teraz królują bale:
W środku lasu drogowskaz. Próbuję znaleźć pomnik, ale po przejechaniu prawie kilometra ciężką drogą nic nie znajduję (później w internecie znajduję info, że pomnik znajduje się głęboko w lesie):
Na moście na Pilicy można sprawdzić wysokość:
Wśród pól kończymy pętlę i znaną drogą dojeżdżamy do domu:
DZIĘKI TATO ZA ŚWIETNĄ TRASĘ I WSPÓLNĄ JAZDĘ!
Trasa (podzielona na 3 części):
Noga w ogóle nie bolała mimo wczorajszego nadwyrężenia.
Ruszamy o świcie© WrocNam
Tata prowadzi swoimi drogami opowiadając o okolicach:
Zakątek nad Pilicą© WrocNam
Kapliczka nad Pilicą© WrocNam
Docieramy do Maluszyna, gdzie zbudowano nowy most i nie ma już fajnej serpentyny pod górę:
Nowy most w Maluszynie© WrocNam
W jednej z wiosek kupujemy bułki i kawałek dalej robimy dłuższy postój na śniadanie:
Śniadanie w rowie© WrocNam
Mimo że cały czas świeci słońce, jest zadziwiająco zimno. Z północy nadciągają niepokojące chmury. Niezrażeni tym dalej jedziemy.
Tata od czasu do czasu się zatrzymuje i oddaje swojej pasji:
Tata robi zdjęcie lustru© WrocNam
A za lustrem kapliczka© WrocNam
Odwiedzamy Kluczewsko z jego nietypowym spichlerzem:
Zabytkowy spichlerz w Kluczewsku© WrocNam
Docieramy do Włoszczowy, gdzie robimy kolejny mały odpoczynek:
Odpoczynek we Włoszczowie© WrocNam
Obelisk na Rynku we Włoszczowie© WrocNam
Studnia na Rynku we Włoszczowie© WrocNam
Podczas wyjazdu z Włoszczowy zauważamy centrum informacji turystycznej, gdzie pozyskujemy mapkę okolic Włoszczowy, folder o powiecie i miejscowości Czarncy, gdzie urodził się Stefan Czarniecki i trochę innych gadżetów. Podziwiamy też wystawę:
Lasami dookoła Włoszczowy© WrocNam
Wystawa o walorach okolic Włoszczowy© WrocNam
Chwilę po wyjechaniu z Włoszczowy docieramy do zalewu Klekot:
Zalew Klekot© WrocNam
W palnie było moczenie się w wodzie, ale pogoda nie pozwala na to zbytnio. Jesteśmy jedynymi gośćmi plaży. Dwaj ratownicy wieszają przy nas białą flagę, ale i to nie zachęca nas do kąpieli. Robimy dłuższą przerwę i wcinamy drugie śniadanie.
Klucząc lasami i cisnąc doskonałymi asfaltami podziwiamy okolice:
Dwaj Obcy w zbożu© WrocNam
Prawie Obcy© WrocNam
Bociek na świeżo skoszonym© WrocNam
W pewnym miejscu zauważamy rzadko spotykane obecnie ustawianie ściętego zboża - snopki:
Tradycyjne pole© WrocNam
Wszędzie teraz królują bale:
Nowoczesne pole© WrocNam
W środku lasu drogowskaz. Próbuję znaleźć pomnik, ale po przejechaniu prawie kilometra ciężką drogą nic nie znajduję (później w internecie znajduję info, że pomnik znajduje się głęboko w lesie):
Drogowskaz do partyzanckiego pomnika© WrocNam
Na moście na Pilicy można sprawdzić wysokość:
Wysokość nad poziomem morza© WrocNam
Wśród pól kończymy pętlę i znaną drogą dojeżdżamy do domu:
Tata wśród pól© WrocNam
Triumfalny powrót© WrocNam
DZIĘKI TATO ZA ŚWIETNĄ TRASĘ I WSPÓLNĄ JAZDĘ!
Trasa (podzielona na 3 części):
Noga w ogóle nie bolała mimo wczorajszego nadwyrężenia.
Dane wycieczki:
82.00 km (0.00 km teren) czas: 06:30 h avg:12.62 km/h
R-106
Wtorek, 23 lipca 2013
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Według planu postanowiłem wyruszyć na szybki objazd okolic, które schodziłem będąc dzieciakiem.
Wczesne wstanie, krótkie przygotowania i byłem w drodze w kierunku Jury:
Zaraz po wyjeździe nad głową usłyszałem dziwne hałasy. W okolicy krążyła całą eskadra motolotni różnego typu:
Towarzyszyły mi w szybkim dotarciu do Przyrowa:
Stamtąd już kawałek do obozowiska hufca Dąbrowa Górnicza, gdzie nastąpiło niespodziewane spotkanie z koleżanką z podstawówki, której nie widziałem chyba od czasu 1. klasy liceum, kiedy drogi moje i ZHP rozeszły się na dobre. Pogadaliśmy chwilę, powspominaliśmy i ruszyłem dalej.:
Niejedną godzinę spędziłem przy takiej bramie.
Mijam Janów, docieram do Złotego Potoku:
Z parku ruszam w kierunku rynku, o którego istnieniu dowiedziałem się dwa lata temu - wcześniej myślałem, że Złoty Potok to jedna ulica na trasie Janów - Żarki:
Trochę mylący drogowskaz - żeby osiągnąć 10 minut podczas dojazdu, trzeba mieć samochód rajdowy i umiejętności wyszkolonego rajdowca:
Ze Złotego Potoku kieruję się dalej:
Osiągam wszystkie cele, zahaczam jeszcze do centrum rekreacji z ciekawie umiejscowionym nad strumieniem parkiem linowym:
Te kilka kilometrów między Złotym Potokiem a Żarkami jest moim ulubionym miejscem jazdy - wcześniej samochodem, teraz i rowerem.
Pod ruinami zamku Ostrężnik robię krótki odpoczynek posilając się świeżutkimi bułkami. Analizuję trasę i zastanawiam się nad małymi zmianami (pustelnia w Czatachowej, Leśniów), ale pozostaję przy ustalonym planie jazdy.
Docieram do Żarek, gdzie zwiedzam kirkut:
Z Żarek kieruję się na Przybynów i Zaborze, gdzie nad zalewem też zdarzyło mi się odpoczywać kilka razy ładnych parę lat temu:
Pojawiają się dobrze widoczne najbardziej charakterystyczne dla Jury obiekty - skałki:
Z Zaborza niedaleko już do Olsztyna, do którego przez pewien czas prowadzi świetna droga, po której przychodzi czas na cyklochodnik, w odmiennych niż we Wrocławiu kolorach:
W Olsztynie krótki odpoczynek bez wchodzenia na zamek i kupowanie pocztówek dla Natki:
Wyjazd z Olsztyna i krótka wizyta na miejscu pamięci:
Kawałek dalej miejsce dwóch wież:
Docieram do Mstowa ze świetnie położonym zespołem kościelno - klasztornym i parkiem, który zwiedzam:
Schodami docieram na punkt widokowy umiejscowiony na szczycie wzgórza:
Na tablicy ogłoszeń kościoła:
Z Mstowa prostą drogą do Zaleszczyn z wiatrem w plecy.
Po drodze napotkałem miejscowości o ciekawych nazwach:
Przed dojazdem jeszcze uwiecznienie krowy, której mleko piłem podczas pobytu:
Trasa - jak to na Jurze (urozmaicona, górki, zjazdy), dużo dobrych asfaltów, pogoda niezła:
Pod koniec jazdy coś zaczęło mnie pobolewać ścięgno Achillesa. Po przyjeździe posmarowałem jakąś maścią i pod wieczór przestało.
Wczesne wstanie, krótkie przygotowania i byłem w drodze w kierunku Jury:
Mocarz na Szlaku Warowni Jurajskich© WrocNam
Zaraz po wyjeździe nad głową usłyszałem dziwne hałasy. W okolicy krążyła całą eskadra motolotni różnego typu:
Rower ze spadochronem© WrocNam
Towarzyszyły mi w szybkim dotarciu do Przyrowa:
Kościół w Przyrowie© WrocNam
Rowerowy przystanek na trasie© WrocNam
Oznakowanie szlaku na Jurze© WrocNam
Trasy rowerowe w okolicy Janowa© WrocNam
Stamtąd już kawałek do obozowiska hufca Dąbrowa Górnicza, gdzie nastąpiło niespodziewane spotkanie z koleżanką z podstawówki, której nie widziałem chyba od czasu 1. klasy liceum, kiedy drogi moje i ZHP rozeszły się na dobre. Pogadaliśmy chwilę, powspominaliśmy i ruszyłem dalej.:
Konieczny skręt na stare śmiecie© WrocNam
Chwila wspomnień© WrocNam
Niejedną godzinę spędziłem przy takiej bramie.
Mijam Janów, docieram do Złotego Potoku:
Pałac Raczyńskich© WrocNam
Opis zabytków w Złotym Potoku© WrocNam
Przed pałacem Raczyńskich© WrocNam
Z parku ruszam w kierunku rynku, o którego istnieniu dowiedziałem się dwa lata temu - wcześniej myślałem, że Złoty Potok to jedna ulica na trasie Janów - Żarki:
Rynek w Złotym Potoku© WrocNam
Historyczna studnia w Złotym Potoku© WrocNam
Trochę mylący drogowskaz - żeby osiągnąć 10 minut podczas dojazdu, trzeba mieć samochód rajdowy i umiejętności wyszkolonego rajdowca:
Trzeba by się bardzo starać© WrocNam
Ze Złotego Potoku kieruję się dalej:
Można wybierać wśród celów© WrocNam
Osiągam wszystkie cele, zahaczam jeszcze do centrum rekreacji z ciekawie umiejscowionym nad strumieniem parkiem linowym:
Park linowy w Złotym Potoku© WrocNam
Jurajska pstrągarnia© WrocNam
Źródełka z drogi© WrocNam
Mocarz nie podjechał do wodopoju© WrocNam
Źródełka Elżbiety i Zygmunta© WrocNam
Jedna z ulubionych dróg© WrocNam
Diabelskie Mosty© WrocNam
Opis Diabelskich Mostów© WrocNam
Te kilka kilometrów między Złotym Potokiem a Żarkami jest moim ulubionym miejscem jazdy - wcześniej samochodem, teraz i rowerem.
Pod ruinami zamku Ostrężnik robię krótki odpoczynek posilając się świeżutkimi bułkami. Analizuję trasę i zastanawiam się nad małymi zmianami (pustelnia w Czatachowej, Leśniów), ale pozostaję przy ustalonym planie jazdy.
Docieram do Żarek, gdzie zwiedzam kirkut:
Żarecki Szlak Kultury Żydowskiej© WrocNam
Opis żareckiego kirkutu© WrocNam
Kirkut w Żarkach© WrocNam
Kirkut w Żarkach I© WrocNam
Kirkut w Żarkach II© WrocNam
Kirkut w Żarkach III© WrocNam
Symbol na macewie© WrocNam
Inny symbol na macewie© WrocNam
Jedna z opisanych po polsku macew© WrocNam
Nieczęsto spotykana wieloramienna gwiazda© WrocNam
Z Żarek kieruję się na Przybynów i Zaborze, gdzie nad zalewem też zdarzyło mi się odpoczywać kilka razy ładnych parę lat temu:
Kościół w Przybynowie© WrocNam
Pojawiają się dobrze widoczne najbardziej charakterystyczne dla Jury obiekty - skałki:
Jedna z mijanych skałek© WrocNam
Zapora w Zaborzu© WrocNam
Wyschnięty zalew w Zaborzu© WrocNam
Z Zaborza niedaleko już do Olsztyna, do którego przez pewien czas prowadzi świetna droga, po której przychodzi czas na cyklochodnik, w odmiennych niż we Wrocławiu kolorach:
Rowerowy dojazd w pobliże Olsztyna© WrocNam
Rowerowo-pieszy dojazd do Olsztyna© WrocNam
Przed Olsztynem parcie na szkło© WrocNam
W Olsztynie krótki odpoczynek bez wchodzenia na zamek i kupowanie pocztówek dla Natki:
Zamek w Olsztynie w pełnej krasie© WrocNam
Współczesna i historyczna zabudowa Olsztyna© WrocNam
Każdy może mieć swojego ostańca© WrocNam
Historyczna droga na zamek w Olsztynie© WrocNam
Jedna z historycznych płyt© WrocNam
Przy olsztyńskim Rynku© WrocNam
Wyjazd z Olsztyna i krótka wizyta na miejscu pamięci:
Pomnik przed miejscem straceń koło Olsztyna© WrocNam
Cmentarz na miejscu straceń koło Olsztyna© WrocNam
Kawałek dalej miejsce dwóch wież:
Jedna wieża© WrocNam
Druga wieża© WrocNam
Docieram do Mstowa ze świetnie położonym zespołem kościelno - klasztornym i parkiem, który zwiedzam:
Most na Warcie w Mstowie© WrocNam
Kościół otoczony murem w Mstowie© WrocNam
Wieżyczka w murze kościelnym© WrocNam
Wnętrze kościoła w Mstowie© WrocNam
Tereny rekreacyjne w Mstowie© WrocNam
Przewoźne KFC© WrocNam
Przyjemna ścieżka w mstowskim parku© WrocNam
Kapitulacja przed kolejnym odcinkiem© WrocNam
Schodami docieram na punkt widokowy umiejscowiony na szczycie wzgórza:
Historyczny zespół stodół w Mstowie© WrocNam
Panorama Mstowa© WrocNam
Kościół w Mstowie© WrocNam
Tereny rekreacyjne w Mstowie© WrocNam
Na tablicy ogłoszeń kościoła:
Licencja na© WrocNam
Z Mstowa prostą drogą do Zaleszczyn z wiatrem w plecy.
Po drodze napotkałem miejscowości o ciekawych nazwach:
Gąszczyk© WrocNam
Srocko© WrocNam
Cenna miejscowość© WrocNam
Przed dojazdem jeszcze uwiecznienie krowy, której mleko piłem podczas pobytu:
Krowa mlekodajna© WrocNam
Trasa - jak to na Jurze (urozmaicona, górki, zjazdy), dużo dobrych asfaltów, pogoda niezła:
Pod koniec jazdy coś zaczęło mnie pobolewać ścięgno Achillesa. Po przyjeździe posmarowałem jakąś maścią i pod wieczór przestało.
Dane wycieczki:
115.00 km (0.00 km teren) czas: 05:00 h avg:23.00 km/h
R-105
Poniedziałek, 22 lipca 2013
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Po powrocie z wakacji z Natką, wybrałem się na samotną część urlopu (Natka musiała iść już do pracy) do rodziców na wieś. Towarzyszył mi tylko Mocarz. Spokojnie przebył ponad dwieście kilometrów przymocowany do bolidu.
Pierwszego dnia wieczorem udałem się z Tatą na objazd terenu.
Tata musiał załatwić jakąś sprawę i dał mi chwilę na rozjazd - odwiedziłem w szybklim tempie pobliską wioskę:
Potem już z Tatą ruszyliśmy na małą pętelkę:
Odwiedziliśmy wioskę Borowce z pierwszym w okolicy kawałkiem brukowanej drogi, będącej nagrodą za wygranie w 1959 roku konkursu na najładniejszą wieś w województwie łódzkim:
Słońce już zachodziło, kiedy docieraliśmy do domu:
W czasie wyjazdu wyklarowały się plany wycieczek na najbliższe dni - jedna samotna wyprawa, jedna z Tatą i może coś jeszcze.
DZIĘKI TATO ZA WYCIECZKĘ!
Trasa:
Pierwszego dnia wieczorem udałem się z Tatą na objazd terenu.
Kolarskie cienie dwa© WrocNam
Tata musiał załatwić jakąś sprawę i dał mi chwilę na rozjazd - odwiedziłem w szybklim tempie pobliską wioskę:
Łabędź obok Zaleszczyn© WrocNam
Potem już z Tatą ruszyliśmy na małą pętelkę:
Podjazd do Św. Anny© WrocNam
Wspinaczka do Św. Anny© WrocNam
Wśród pól© WrocNam
Odwiedziliśmy wioskę Borowce z pierwszym w okolicy kawałkiem brukowanej drogi, będącej nagrodą za wygranie w 1959 roku konkursu na najładniejszą wieś w województwie łódzkim:
Historyczny bruk© WrocNam
Historyczny bruk i Tata© WrocNam
Słońce już zachodziło, kiedy docieraliśmy do domu:
Droga do Zaleszczyn© WrocNam
Pełnia nad Zaleszczynami© WrocNam
W czasie wyjazdu wyklarowały się plany wycieczek na najbliższe dni - jedna samotna wyprawa, jedna z Tatą i może coś jeszcze.
DZIĘKI TATO ZA WYCIECZKĘ!
Trasa:
Dane wycieczki:
30.00 km (0.00 km teren) czas: 01:40 h avg:18.00 km/h
R-91
Na sobotę i niedzielę zaplanowano dużo imprez rowerowych we Wrocławiu i jego okolicach. Mój wybór padł na XIV Powiatowy Rajd Rowerowy, który odbywać miał się w Henrykowie. Po rzuceniu wici na BS i FB czekałem na chętnych.
W sobotni poranek na miejscu startu pojawił się Mateusz, który zadeklarował się wcześniej. Postanowiliśmy poczekać jeszcze kilka minut i w międzyczasie dojechał do nas poznany tydzień temu Miłosz. Wracał z pracy i ze względu na własną pracowniczą imprezę nie mógł nam towarzyszyć na całej trasie.
Dokładnie o 6:15 ruszyliśmy. Nad nami zaczęły się gromadzić czarne chmury. Prognozy zapowiadały przelotne opady, więc nie uznaliśmy ich za zagrożenie. Po przekroczeniu granic Wrocławia zaczęło padać i deszcze z małymi przerwami towarzyszył nam przez całą drogę i jeszcze trochę. To nie były przelotne opady, to były przelotne rozjaśnienia. Solidarnie z Mateuszem nie założyłem przeciwdeszczówki, która przydała się sucha później.
Kręciliśmy w niezłym tempie przed siebie rozglądając się po niebie w poszukiwaniu słońca.
W Borowie poczułem rzucawkę tylnego koła - flak. Przystąpiłem do klejenia małej dziureczki:
Uśmiech zszedł mi z twarzy, kiedy po zaklejeniu dętki, założeniu jej do opony i napompowaniu, powietrze schodziło szybciej niż wcześniej. Po ponownym sprawdzeniu i ponownej próbie napompowania okazało się, że szwankowała pompka, Mateusz poratował swoją i ruszyliśmy dalej, wypatrując przy okazji stacji z kompresorem.
Z półgodzinnym opóźnieniem wobec elastycznego planu dotarliśmy do Strzelina. Na Rynku sesja zdjęciowa:
Znajdujemy też działający kompresor i ruszamy w ostatnie kilometry przed celem. Zaczyna naprawdę porządnie padać. Po chwili jesteśmy cali mokrzy, a woda w butach już się nie przelewa, bo buty są pełne wody.
Docieramy do Henrykowa:
Po raz kolejny uwieczniam pomnik Księgi Henrykowskiej (byłem w tym miejscu prawie dokładnie dwa lata temu - 24.06.2011):
Wjeżdżamy na teren parku klasztornego, gdzie trwają już zapisy:
W kolejce wypatruję błotnik o właściwiej nazwie:
Rozważamy z Mateuszem powrót pociągiem, jeśli pogoda się nie zmieni. Czekamy w deszczu na początek przejazdu. Zaczyna mną telepać i przydaje się wtedy sucha kurtka. Kilka minut po 10 - ruszamy:
Trasa prowadzi ścieżkami klasztornego parku, fajne podjazdy i zjazdy, tempo naprawdę rekreacyjne ze względu na uczestników na różnych rowerach i w różnym wieku. W dwóch miejscach podbijamy karty uczestnika:
Dla niektórych mostek to poważna przeszkoda terenowa:
Robimy mały postój przy dwóch pomnikach:
Dojeżdżamy do mety rajdu i ustawiamy się w kolejce po koszulki i potem kiełbaskę. Wychodzi słońce:
W czasie wcinania kiełbaski:
Po chwili odpoczynku zbieramy się i postanawiamy ruszyć na kołach do Wrocławia.
Przed wyjazdem robię jeszcze krótkie obejście terenu pikniku:
Myślałem o tym, żeby zahaczyć o Niemczę, ale nie tym razem. Żegnamy się z ekipą ze Strzelina i ruszamy.
Słońce szybko suszy ubrania (oprócz butów) i nieźle się jedzie.
Docieramy na punkt widokowy:
Potem na ładne pole:
W Mańczycach fotografuję pałac:
Z radością witamy pierwszy kierunkowskaz z nazwą Wrocław a potem tabliczkę oznajmiającą granice miasta. Niedaleko dworca rozdzielamy się i ruszamy w swoje strony.
DZIĘKI ZA WSPÓLNE KRĘCENIE!
ORGANIZATOROM WIELKIE DZIĘKI ZA IMPREZĘ
Relacja Mateusza
Trasa:
http://www.bikemap.net/pl/route/2197132-wyjazd-do-henrykowa-na-rajd/
W sobotni poranek na miejscu startu pojawił się Mateusz, który zadeklarował się wcześniej. Postanowiliśmy poczekać jeszcze kilka minut i w międzyczasie dojechał do nas poznany tydzień temu Miłosz. Wracał z pracy i ze względu na własną pracowniczą imprezę nie mógł nam towarzyszyć na całej trasie.
Dokładnie o 6:15 ruszyliśmy. Nad nami zaczęły się gromadzić czarne chmury. Prognozy zapowiadały przelotne opady, więc nie uznaliśmy ich za zagrożenie. Po przekroczeniu granic Wrocławia zaczęło padać i deszcze z małymi przerwami towarzyszył nam przez całą drogę i jeszcze trochę. To nie były przelotne opady, to były przelotne rozjaśnienia. Solidarnie z Mateuszem nie założyłem przeciwdeszczówki, która przydała się sucha później.
Kręciliśmy w niezłym tempie przed siebie rozglądając się po niebie w poszukiwaniu słońca.
W Borowie poczułem rzucawkę tylnego koła - flak. Przystąpiłem do klejenia małej dziureczki:
Przygotowania do klejenia dętki (by Mattik)© WrocNam
Klejenie kapcia zawsze z uśmiechem (by Mattik)© WrocNam
Uśmiech zszedł mi z twarzy, kiedy po zaklejeniu dętki, założeniu jej do opony i napompowaniu, powietrze schodziło szybciej niż wcześniej. Po ponownym sprawdzeniu i ponownej próbie napompowania okazało się, że szwankowała pompka, Mateusz poratował swoją i ruszyliśmy dalej, wypatrując przy okazji stacji z kompresorem.
Z półgodzinnym opóźnieniem wobec elastycznego planu dotarliśmy do Strzelina. Na Rynku sesja zdjęciowa:
Odnowiony ratusz w Strzelinie© WrocNam
Fotograficzny wehikuł czasu© WrocNam
Historyczna trasa w Strzelinie© WrocNam
Znajdujemy też działający kompresor i ruszamy w ostatnie kilometry przed celem. Zaczyna naprawdę porządnie padać. Po chwili jesteśmy cali mokrzy, a woda w butach już się nie przelewa, bo buty są pełne wody.
Docieramy do Henrykowa:
Dojeżdżamy do Henrykowa© WrocNam
Po raz kolejny uwieczniam pomnik Księgi Henrykowskiej (byłem w tym miejscu prawie dokładnie dwa lata temu - 24.06.2011):
Pomnik "Księgi Henrykowskiej" ponownie© WrocNam
Wjeżdżamy na teren parku klasztornego, gdzie trwają już zapisy:
Rozpadany Henryków© WrocNam
Zapisy na rajd© WrocNam
Nazywam się Miliard z Ząbkowic Śl© WrocNam
W kolejce wypatruję błotnik o właściwiej nazwie:
Prawidłowa nazwa© WrocNam
Rozważamy z Mateuszem powrót pociągiem, jeśli pogoda się nie zmieni. Czekamy w deszczu na początek przejazdu. Zaczyna mną telepać i przydaje się wtedy sucha kurtka. Kilka minut po 10 - ruszamy:
Chwila przed startem do rajdu© WrocNam
Dajemy radę!© WrocNam
Jest ok!© WrocNam
Na starcie rajdu (by Express-miejski.pl)© WrocNam
Start rajdu (by Express-miejski.pl)© WrocNam
Trasa prowadzi ścieżkami klasztornego parku, fajne podjazdy i zjazdy, tempo naprawdę rekreacyjne ze względu na uczestników na różnych rowerach i w różnym wieku. W dwóch miejscach podbijamy karty uczestnika:
Kolejka do znakowania uczestników© WrocNam
Dla niektórych mostek to poważna przeszkoda terenowa:
Przeszkoda terenowa na trasie rajdu© WrocNam
Robimy mały postój przy dwóch pomnikach:
Obelisk w parku klasztornym© WrocNam
Krzyż w parku klasztornym© WrocNam
Dojeżdżamy do mety rajdu i ustawiamy się w kolejce po koszulki i potem kiełbaskę. Wychodzi słońce:
Odbiór koszulek po rajdzie© WrocNam
Karta uczesnictwa© WrocNam
Dowód przejechania całej trasy© WrocNam
Rajdowa koszulka© WrocNam
Nie jest tak źle, jak mogłoby być© WrocNam
Zadowoleni po rajdzie (by Mattik i ktoś jeszcze)© WrocNam
Kolejka po paszę© WrocNam
W czasie wcinania kiełbaski:
(prawie) Porzucone rowery© WrocNam
Na sztywnym holu© WrocNam
Po chwili odpoczynku zbieramy się i postanawiamy ruszyć na kołach do Wrocławia.
Przed wyjazdem robię jeszcze krótkie obejście terenu pikniku:
Daniel i kozy w Henrykowie© WrocNam
Dziki dzik w Henrykowie© WrocNam
Główne nagrody porajdowe© WrocNam
Przygotowania do konkurencji porajdowych© WrocNam
Namiot klasztoru w Henrykowie© WrocNam
Przed i po remoncie© WrocNam
Myślałem o tym, żeby zahaczyć o Niemczę, ale nie tym razem. Żegnamy się z ekipą ze Strzelina i ruszamy.
Słońce szybko suszy ubrania (oprócz butów) i nieźle się jedzie.
Docieramy na punkt widokowy:
Samotny czarny obiekt© WrocNam
Potem na ładne pole:
Częściowo makowe pole© WrocNam
W Mańczycach fotografuję pałac:
Pałac w Mańczycach© WrocNam
Pałacowe herby w Mańczycach© WrocNam
Z radością witamy pierwszy kierunkowskaz z nazwą Wrocław a potem tabliczkę oznajmiającą granice miasta. Niedaleko dworca rozdzielamy się i ruszamy w swoje strony.
DZIĘKI ZA WSPÓLNE KRĘCENIE!
ORGANIZATOROM WIELKIE DZIĘKI ZA IMPREZĘ
Relacja Mateusza
Trasa:
http://www.bikemap.net/pl/route/2197132-wyjazd-do-henrykowa-na-rajd/
Dane wycieczki:
141.00 km (0.00 km teren) czas: 06:15 h avg:22.56 km/h
R-60
Nie wiedziałem czy drugi dzień trzebnickiego weekendu spędzę na rowerze, czy wykorzystując inny środek transportu o większej ilości kół. Karty rozdawała pogoda.
Prognozy zapowiadały rano deszcze i kiedy wstałem rzeczywiście padało. Jednak koło 7 zaczęło się rozjaśniać i postanowiłem jednak wybrać się do Trzebnicy na dekorację zwycięzców i losowanie nagród na rowerze.
Ruszyłem koło 7.30 najkrótszą drogą do celu i prawie od razu pożałowałem swojej decyzji - przyszła kolejna fala mżawki. Połączonej z mocnym północno-zachodnim wiatrem, czyli w tym przypadku wmordewindem. Oba te zjawiska pogodowe towarzyszyły mi przez całą drogę do Trzebnicy, dzięki czemu, w połączeniu z przemęczonymi nogami, prędkość nie była oszałamiająca i oscylowała w okolicach 20 km/h (na podjazdach spadała do 10 km/h). Przewidywałem, że dojadę na styk.
Jednak 3 km przed Trzebnicą poczułem lekkie noszenie przedniego koła - flak. Ze względu na deszcz i niechęć do naprawy dętki w takich warunkach rozważałem dopchanie roweru do celu, na szczęście stało się to wszystko niedaleko stacji benzynowej i mogłem dokona reperacji w dość komfortowych warunkach. Szybko znalazłem sprawcę - malutkie szkiełko, którego istnienie opony z agresywniejszym bieżnikiem całkowicie by zignorowały. Ale coś za coś.
Po założeniu łatki i dopompowaniu opon kompresorem, już bez przeszkód dotarłem na miejsce, gdzie trwały już dekoracje:
Szybko wrzuciłem do urny losującej kupon z odpowiedziami na pytania konkursowe, które upoważniały do losowania nagród.
Po pierwszej turze rozdawania pucharów organizatorzy urządzili losowanie nagród. Podczas słuchania pierwszego wylosowanego kuponu, poznałem swoje odpowiedzi - mam szczęście:
I tak stałem się właścicielem wiatróweczki:
Postałem i pooglądałem jeszcze honorowanie zwycięzców dystansu Mega i postanowiłem ruszy do domu.
Przestało padać, wiatr wiał w plecy i powrót był przez to o wiele przyjemniejszy.
Wybrałem dłuższą drogę i pokonując grzbiety Kocich Gór podziwiałem przyrodę.
W Godzieszowej zauważyłem po raz pierwszy kierunkowskaz do odnowionego parku przypałacowego (po pałacu pozostało wspomnienie i fundamenty) - ładne miejsce:
Potem już prawie prosto (bo przez Rynek) do domu.
Wieczorem zmieniłem opony na standardy i zamieniłem klocki hamulcowe, bo tył tylko udawał, ze hamuje. Zobaczymy, czy to coś zmieni.
Trasa:
Prognozy zapowiadały rano deszcze i kiedy wstałem rzeczywiście padało. Jednak koło 7 zaczęło się rozjaśniać i postanowiłem jednak wybrać się do Trzebnicy na dekorację zwycięzców i losowanie nagród na rowerze.
Ruszyłem koło 7.30 najkrótszą drogą do celu i prawie od razu pożałowałem swojej decyzji - przyszła kolejna fala mżawki. Połączonej z mocnym północno-zachodnim wiatrem, czyli w tym przypadku wmordewindem. Oba te zjawiska pogodowe towarzyszyły mi przez całą drogę do Trzebnicy, dzięki czemu, w połączeniu z przemęczonymi nogami, prędkość nie była oszałamiająca i oscylowała w okolicach 20 km/h (na podjazdach spadała do 10 km/h). Przewidywałem, że dojadę na styk.
Jednak 3 km przed Trzebnicą poczułem lekkie noszenie przedniego koła - flak. Ze względu na deszcz i niechęć do naprawy dętki w takich warunkach rozważałem dopchanie roweru do celu, na szczęście stało się to wszystko niedaleko stacji benzynowej i mogłem dokona reperacji w dość komfortowych warunkach. Szybko znalazłem sprawcę - malutkie szkiełko, którego istnienie opony z agresywniejszym bieżnikiem całkowicie by zignorowały. Ale coś za coś.
Po założeniu łatki i dopompowaniu opon kompresorem, już bez przeszkód dotarłem na miejsce, gdzie trwały już dekoracje:
Puchary dla zwycięzców Żądła© WrocNam
Szybko wrzuciłem do urny losującej kupon z odpowiedziami na pytania konkursowe, które upoważniały do losowania nagród.
Po pierwszej turze rozdawania pucharów organizatorzy urządzili losowanie nagród. Podczas słuchania pierwszego wylosowanego kuponu, poznałem swoje odpowiedzi - mam szczęście:
Losowanie mojej wiatrówki© WrocNam
I tak stałem się właścicielem wiatróweczki:
Nowa wylosowana wiatrówka© WrocNam
Postałem i pooglądałem jeszcze honorowanie zwycięzców dystansu Mega i postanowiłem ruszy do domu.
Przestało padać, wiatr wiał w plecy i powrót był przez to o wiele przyjemniejszy.
Wybrałem dłuższą drogę i pokonując grzbiety Kocich Gór podziwiałem przyrodę.
W Godzieszowej zauważyłem po raz pierwszy kierunkowskaz do odnowionego parku przypałacowego (po pałacu pozostało wspomnienie i fundamenty) - ładne miejsce:
Brama wjazdowa do parku w Godzieszowej© WrocNam
Opis parku w Godzieszowej© WrocNam
Wielokarmnik© WrocNam
Siłownia w Godzieszowej© WrocNam
Staw z wysepką© WrocNam
Potem już prawie prosto (bo przez Rynek) do domu.
Wieczorem zmieniłem opony na standardy i zamieniłem klocki hamulcowe, bo tył tylko udawał, ze hamuje. Zobaczymy, czy to coś zmieni.
Trasa:
Dane wycieczki:
63.00 km (0.00 km teren) czas: 03:00 h avg:21.00 km/h