Wpisy archiwalne w kategorii
Okolice
Dystans całkowity: | 10379.12 km (w terenie 220.00 km; 2.12%) |
Czas w ruchu: | 484:29 |
Średnia prędkość: | 21.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Suma kalorii: | 19789 kcal |
Liczba aktywności: | 150 |
Średnio na aktywność: | 69.19 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
W Brukseli
Wtorek, 18 października 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Kilka dni w Brukseli na całodniowych spotkaniach.
Wcześniej tego chyba nie widziałem:
Wcześniej tego chyba nie widziałem:
Le Grand Bi© WrocNam
Mały olewacz© WrocNam
Kłódka przed Mennekenem Pisem© WrocNam
Grand Place z innej strony© WrocNam
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Do Brukseli
Poniedziałek, 17 października 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Znowu wyjazd do stolicy Belgi i Europy.
Na lotnisku we Wrocławiu trwa ładowanie transportowca:
Przelot nad Dolnym Śląskiem:
Poligon w Świętoszowie:
Było trochę chmur:
Na lotnisku we Wrocławiu trwa ładowanie transportowca:
C-17 na Strachowicach© WrocNam
Przelot nad Dolnym Śląskiem:
Klasztor w Lubiążu© WrocNam
Poligon w Świętoszowie:
Tereny czasami odwiedzane© WrocNam
Było trochę chmur:
Przed wejściem w chmury© WrocNam
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Dzień sto trzydziesty dziewiąty
Na wycieczkę wybrałem się dzięki Rafałowi, który zagadał do mnie przez FB i przedstawił propozycję nie do odrzucenia, czyli Mietków.
Po wyścigu Formuły 1 pognałem na miejsce spotkania i stamtąd podążyliśmy w siną dal. Przez to, że byłem ograniczony czasowo, trasa musiała zostać zmieniona i Rafał zaproponował pętlę do Rakoszyc.
Po drodze sporo gadaliśmy i trasa szybko mijała. W międzyczasie minęliśmy kolejny krzyż pokutny:
Po dojechaniu w okolice Rakoszyc okazało się, że mamy niezły czas i przedłużyliśmy trasę do Środy Śląskiej, skąd krajówką wracaliśmy do Wrocławia. Na całej trasie powrotnej wiał wmordęwind, który skutecznie nas hamował. W pewnym miejscu okazało się, że Wrocław już niedaleko:
U mnie wyszły braki w kondycji, a Rafał postanowił, że musi wykorzystać świetną pogodę i złamać setkę. Rozdzieliliśmy się w Leśnicy - Rafał ruszył w kierunku Brzezinki, a ja prosto do Wrocławia.
Po drodze zauważyłem pozytywne zmiany infrastruktury rowerowej na trasie do Leśnicy:
Na Legnickiej widać przygotowania do dużych zmian oznakowań:
Po powrocie do domu zabrałem kasę i pojechałem kupić trochę waluty na wyjazd do stolicy Europy. Po drodze pojechałem kawałek nowo wyasfaltowaną częścią Ruskiej:
Objechałem Rynek i wróciłem do domu.
Trasa:
Po wyścigu Formuły 1 pognałem na miejsce spotkania i stamtąd podążyliśmy w siną dal. Przez to, że byłem ograniczony czasowo, trasa musiała zostać zmieniona i Rafał zaproponował pętlę do Rakoszyc.
Po drodze sporo gadaliśmy i trasa szybko mijała. W międzyczasie minęliśmy kolejny krzyż pokutny:
Krzyż w Świdnicy Polskiej© WrocNam
Po dojechaniu w okolice Rakoszyc okazało się, że mamy niezły czas i przedłużyliśmy trasę do Środy Śląskiej, skąd krajówką wracaliśmy do Wrocławia. Na całej trasie powrotnej wiał wmordęwind, który skutecznie nas hamował. W pewnym miejscu okazało się, że Wrocław już niedaleko:
Sky Tower z trasy© WrocNam
U mnie wyszły braki w kondycji, a Rafał postanowił, że musi wykorzystać świetną pogodę i złamać setkę. Rozdzieliliśmy się w Leśnicy - Rafał ruszył w kierunku Brzezinki, a ja prosto do Wrocławia.
Po drodze zauważyłem pozytywne zmiany infrastruktury rowerowej na trasie do Leśnicy:
Przejazd rowerowy© WrocNam
Na Legnickiej widać przygotowania do dużych zmian oznakowań:
Zmiany oznakowania© WrocNam
Po powrocie do domu zabrałem kasę i pojechałem kupić trochę waluty na wyjazd do stolicy Europy. Po drodze pojechałem kawałek nowo wyasfaltowaną częścią Ruskiej:
Wyasfaltowany kontrapas© WrocNam
Objechałem Rynek i wróciłem do domu.
Trasa:
Dane wycieczki:
80.00 km (0.00 km teren) czas: 03:30 h avg:22.86 km/h
Dzień sto trzydziesty ósmy
Czwartek, 6 października 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Drugiego dnia pobytu w Lublanie odbywało się spotkanie robocze, które było celem mojego pobytu. Zakładałem według przesłanych planów, że będzie trwało dłużej niż działo się to w rzeczywistości. Wzmocniony roboczym lunchem, pożegnałem się z miłymi gospodarzami i popędziłem z zamkowego wzgórza do hotelu, żeby się przebrać. Nie mogłem zaprzepaścić kolejnej okazji do pojeżdżenia na rowerze w Słowenii.
Po przebraniu się w jedynie słuszną koszulkę, znowu udałem się do wypożyczalni i ruszyłem w miasto z zawczasu przygotowaną trasą.
Jak wczorajszego dnia, wszędzie zauważałem klarowne wskazówki odpowiadające na podstawowe pytanie: "Jak jeździć?":
Nie dziwię się, że słoweńscy rowerzyści przestrzegają przepisów - kary za ich łamanie są surowe:
Prawie z każdego miejsca, które odwiedziłem, widać było zamek:
Jednak największe wrażenie robi jego widok ze Starego Miasta:
Prawie całe centrum jest zbudowane w stylu secesyjnym - przez nie brakuje tam uroczych detali:
Po drodze, przy jednym z osiedli zakończono właśnie budowę (chyba) sieci kanalizacyjnej i najprawdopodobniej wykorzystano niezagospodarowane materiały na stworzenie terenu do terenowej jazdy na rowerze:
Wszędzie w Centrum widać stanowiska roweru miejskiego lub jego reklamy:
Mural na jednym z budynków:
Nawet stary tramwaj znalazł zastosowanie - dziwne, bo w mieście obecnie nie ma sieci tramwajowej i nie widać jej pozostałości z przeszłości:
Po okrążeniu części miasta, podjechałem do informacji turystycznej, gdzie wyczytałem, że istnieje historyczna ścieżka dookoła miasta, związana z upamiętnieniem jego otoczenia przez Niemców w czasie II Wojny Światowej drutem kolczastym i swoistą kwarantanną. Przejazd tą trasą to cel na kolejną wizytę.
Trasa:
W drodze powrotnej do Wrocławia przesiadałem się we Frankfurcie, którego centrum w stylu amerykańskich miast robi wrażenie:
Na lotnisku parę razy widziałem przejeżdżające (i raz lądujący) największe pasażerskie samoloty świata - Airbusy A380. Inne samoloty (nawet Boeing 747) wydają się malutkie w porównaniu z nimi:
Przy jednym z kołnierzy stał samolot linii Gulf Air pomalowany w kolory Formuły Jeden z wyścigu w Bahrajnie 2011:
Po przebraniu się w jedynie słuszną koszulkę, znowu udałem się do wypożyczalni i ruszyłem w miasto z zawczasu przygotowaną trasą.
Jak wczorajszego dnia, wszędzie zauważałem klarowne wskazówki odpowiadające na podstawowe pytanie: "Jak jeździć?":
Rowerowe oznakowanie© WrocNam
Kawałek słoweńskiej DDR© WrocNam
Nie dziwię się, że słoweńscy rowerzyści przestrzegają przepisów - kary za ich łamanie są surowe:
Kara za nieprzestrzeganie znaków© WrocNam
Prawie z każdego miejsca, które odwiedziłem, widać było zamek:
Zamek z innej strony© WrocNam
Jednak największe wrażenie robi jego widok ze Starego Miasta:
Najbardziej reprezentacyjny widok zamku© WrocNam
Prawie całe centrum jest zbudowane w stylu secesyjnym - przez nie brakuje tam uroczych detali:
Secesyjny front© WrocNam
Po drodze, przy jednym z osiedli zakończono właśnie budowę (chyba) sieci kanalizacyjnej i najprawdopodobniej wykorzystano niezagospodarowane materiały na stworzenie terenu do terenowej jazdy na rowerze:
Terenowy raj dla rowerzystów© WrocNam
Wszędzie w Centrum widać stanowiska roweru miejskiego lub jego reklamy:
Reklama roweru miejskiego© WrocNam
Mural na jednym z budynków:
Sklep i serwis rowerowy© WrocNam
Nawet stary tramwaj znalazł zastosowanie - dziwne, bo w mieście obecnie nie ma sieci tramwajowej i nie widać jej pozostałości z przeszłości:
Pub w tramwaju© WrocNam
Po okrążeniu części miasta, podjechałem do informacji turystycznej, gdzie wyczytałem, że istnieje historyczna ścieżka dookoła miasta, związana z upamiętnieniem jego otoczenia przez Niemców w czasie II Wojny Światowej drutem kolczastym i swoistą kwarantanną. Przejazd tą trasą to cel na kolejną wizytę.
Trasa:
W drodze powrotnej do Wrocławia przesiadałem się we Frankfurcie, którego centrum w stylu amerykańskich miast robi wrażenie:
Wieżowce Frankfurtu© WrocNam
Na lotnisku parę razy widziałem przejeżdżające (i raz lądujący) największe pasażerskie samoloty świata - Airbusy A380. Inne samoloty (nawet Boeing 747) wydają się malutkie w porównaniu z nimi:
A 380© WrocNam
Przy jednym z kołnierzy stał samolot linii Gulf Air pomalowany w kolory Formuły Jeden z wyścigu w Bahrajnie 2011:
Gulf Air F1© WrocNam
Dane wycieczki:
18.00 km (0.00 km teren) czas: 01:00 h avg:18.00 km/h
Dzień sto trzydziesty siódmy
Środa, 5 października 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
W czasie kolejnej wizyty w stolicy Słowenii, już pierwszego dnia udało mi się dostać o określonej godzinie do punktu informacji turystycznej (inaczej niż w czasie kwietniowego wyjazdu) i mogłem za całe 1 Euro wypożyczyć rower na dwie godziny. Przebrałem się w jedynie słuszną koszulkę i udałem się prawie bez planu na zwiedzanie miasta:
Najpierw pod(jecha)szedłem na wzgórze, na którym położony jest zamek lubliański, górujący nad całą okolicą i widoczny zewsząd:
Po drodze zacząłem się zastanawiać, czy nie zostać jeszcze kilka dni, żeby wystartować rekreacyjnie w zbliżającym się maratonie:
Na lublańskich DDR pełno rowerzystów. Ale nie ma zdziwienia, jeśli można się w dużej części poruszać po czymś takim:
Żeby było ciekawiej - mało kto porusza się pod prąd, bo po drugiej stronie jezdni jest podobna droga. Dodatkowo, piesi się nie wcinają.
Drogi są dobrze oznakowane i wiadomo, gdzie trzeba jechać:
Przez chwilę myślałem, że przeniosłem się w jednym momencie do Wrocławia:
Minąłem po drodze miejscowy browar, którego jeden z produktów posmakowałem przy kolacji:
Obejrzałem parę specyficznych słoweńskich murali-wlepek:
Stojaki z miejskimi rowerami stoją nawet pod kościołami:
Niedaleko największego parku stał sobie górnik:
Wejście do tegoż parku z informacjami o różnych w nim zdarzeniach:
W parku wystawa o secesji w Lublanie:
Po parkowych alejkach, ale nie tylko tam, biegało pełno ludzi. We Wrocławiu takich ilości się nie spotyka:
Przed oddaniem roweru obejrzałem sobie jeszcze wystawę o rowerzystach w Kopenhadze:
Przed upływem ostatecznego czasu rumak został odstawiony do stajni:
A ja udałem się na posiłek. Pizza z ziemniakami popijana miejscowym piwem:
Trasa:
Ze słoweńskim rumakiem© WrocNam
Najpierw pod(jecha)szedłem na wzgórze, na którym położony jest zamek lubliański, górujący nad całą okolicą i widoczny zewsząd:
Zamek Lublana© WrocNam
Po drodze zacząłem się zastanawiać, czy nie zostać jeszcze kilka dni, żeby wystartować rekreacyjnie w zbliżającym się maratonie:
Może jednak się skuszę?© WrocNam
Na lublańskich DDR pełno rowerzystów. Ale nie ma zdziwienia, jeśli można się w dużej części poruszać po czymś takim:
Słoweńska rowerostrada© WrocNam
Żeby było ciekawiej - mało kto porusza się pod prąd, bo po drugiej stronie jezdni jest podobna droga. Dodatkowo, piesi się nie wcinają.
Drogi są dobrze oznakowane i wiadomo, gdzie trzeba jechać:
Rowerowe oznakowanie© WrocNam
Przez chwilę myślałem, że przeniosłem się w jednym momencie do Wrocławia:
Prawie jak we Wrocławiu© WrocNam
Minąłem po drodze miejscowy browar, którego jeden z produktów posmakowałem przy kolacji:
Browar Union© WrocNam
Obejrzałem parę specyficznych słoweńskich murali-wlepek:
Plastic Weapon© WrocNam
If...© WrocNam
Stojaki z miejskimi rowerami stoją nawet pod kościołami:
Rowerowa światynia© WrocNam
Niedaleko największego parku stał sobie górnik:
Hej-ho, do pracy by się szło, ale się zpomnikowało© WrocNam
Wejście do tegoż parku z informacjami o różnych w nim zdarzeniach:
Parkowy informator© WrocNam
W parku wystawa o secesji w Lublanie:
Plenerowa wystawa o secesji© WrocNam
Po parkowych alejkach, ale nie tylko tam, biegało pełno ludzi. We Wrocławiu takich ilości się nie spotyka:
Grupa treningowa© WrocNam
Przed oddaniem roweru obejrzałem sobie jeszcze wystawę o rowerzystach w Kopenhadze:
Kopenhaska wystawa rowerowa© WrocNam
Może kiedyś tak we Wrocławiu?© WrocNam
Przed upływem ostatecznego czasu rumak został odstawiony do stajni:
Rumak przed stajnią© WrocNam
A ja udałem się na posiłek. Pizza z ziemniakami popijana miejscowym piwem:
Posiłek ekploratora© WrocNam
Trasa:
Dane wycieczki:
20.00 km (0.00 km teren) czas: 01:00 h avg:20.00 km/h
Bez dnia - konferencja Bojnice
Środa, 28 września 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Konferencja na Słowacji - czułem się jak w czeskim filmie.
Ale sąsiedztwo było ładne:
Widok z okna hotelu:
Ale sąsiedztwo było ładne:
Zamek Bojnice© WrocNam
Widok z okna hotelu:
Panorama z zamkiem Bojnice© WrocNam
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Park linowy - reaktywacja
Niedziela, 28 sierpnia 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Po zeszłotygodniowej porażce w starciu z parkiem linowym, zaproponowałem rewanż.
Podszedłem jednak teraz z pewną dozą rozsądku i wybrałem trasę o niższym stopniu trudności.
Po wdzianiu osprzętu i krótkim szkoleniu znów ruszyłem na podbój plątaniny lin i belek:
Po pierwszych przeszkodach czułem, że nie będzie już tak źle:
Przeszkody śmigały w tempie ograniczonym poprzednimi uczestnikami:
Można było sobie pozwolić na chwile odprężenia:
Znowu sobie polatałem. Tym razem wiedziałem kiedy się zmienić chwyt i wszystko poszło jak z płatka:
Pokonanie siatki to też nie był problem:
W pewnym momencie miałem kryzys wywołany przewidywaną trudnością pokonania przeszkody:
Kryzys minął jednak szybko i dalej pędziłem w różnych stylach do końca trasy:
Ostatnie przeszkody pokonuję na luzaka:
Po zejściu czuję satysfakcję:
Potem poszedłem sobie jeszcze postrzelać z łuku. Byłem po wrażeniem swojej celności - ponad połowa strzał trafiła w cel:
WYNIK ROZGRYWKI park linowy : ja 1:1
Całej relacji nie byłoby bez mojej realizatorki i reżyserki - Natki
Podszedłem jednak teraz z pewną dozą rozsądku i wybrałem trasę o niższym stopniu trudności.
Po wdzianiu osprzętu i krótkim szkoleniu znów ruszyłem na podbój plątaniny lin i belek:
Zaczynamy drugą rundę© WrocNam
Po pierwszych przeszkodach czułem, że nie będzie już tak źle:
Pójdzie jak z płatka© WrocNam
Przeszkody śmigały w tempie ograniczonym poprzednimi uczestnikami:
Prawie biegiem© WrocNam
Można było sobie pozwolić na chwile odprężenia:
Na "Znudzonego robotnika"© WrocNam
Znowu sobie polatałem. Tym razem wiedziałem kiedy się zmienić chwyt i wszystko poszło jak z płatka:
Daleki kuzyn Tarzana© WrocNam
Pokonanie siatki to też nie był problem:
Grunt to technika© WrocNam
W pewnym momencie miałem kryzys wywołany przewidywaną trudnością pokonania przeszkody:
Będzie cieżko...© WrocNam
Tak jak przewidywałem, ale walczę© WrocNam
Kryzys minął jednak szybko i dalej pędziłem w różnych stylach do końca trasy:
Krok za krokiem© WrocNam
Się trochę kiwa© WrocNam
Z belki na belkę© WrocNam
Byle sięgnąć© WrocNam
Olewam linę i tak jest krótka© WrocNam
Ostatnie przeszkody pokonuję na luzaka:
To już prawie koniec© WrocNam
Po zejściu czuję satysfakcję:
I kto tu jest mistrzem?© WrocNam
Potem poszedłem sobie jeszcze postrzelać z łuku. Byłem po wrażeniem swojej celności - ponad połowa strzał trafiła w cel:
Ja i mój łuk© WrocNam
WYNIK ROZGRYWKI park linowy : ja 1:1
Całej relacji nie byłoby bez mojej realizatorki i reżyserki - Natki
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Park linowy
Niedziela, 21 sierpnia 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Pewnego pięknego niedzielnego poranka wybraliśmy się na zakupiony przez Grupona wypad do parku linowego Sherwood.
Park prezentował się okazale:
Jako że jestem dużym chłopcem i nie straszne mi są żadne przeciwności, wybrałem najwyższą trasę o najwyższym stopniu trudności.
Zostałem ubrany w odpowiednie oporządzenie i przeszedłem krótkie szkolenie alpinistyczne:
Potem ruszyłem:
Początek był prosty i nawet się nie zgrzałem. Na górze trochę wiało i miałem lekkie obawy, co do zabezpieczeń zapinanych przez siebie, ale po chwili parłem do przodu:
Chwilę później już nie było tak prosto:
Mięśnie w rękach zaczynały mnie palić, a był to dopiero początek drogi. Kolejną przeszkodą była lina, na której trzeba było przelecieć do siatki. I zaczęły się kłopoty:
Nie wybrałem odpowiedniego momentu, żeby zmienić chwyt z liny na siatkę:
Doprowadziło to do chwili beztroskiego zwisu:
Sprawdziłem w ten sposób zabezpieczenia, które zostały wykorzystane w parku - działają.
Przy pomocy panów z obsługi zostałem doholowany do siatki, ale okazało się, że siatka jest trudnym przeciwnikiem:
Po chwili pojąłem, ze nie jestem w stanie pokonać przeszkody, nie wspominając o kilkunastu kolejnych i poprosiłem o ewakuację:
Po chwili poszedłem sobie jeszcze postrzelać z łuku:
Chyba nie poszło mi tak kompletnie źle, jak na pierwszy raz - trafiłem nawet parę razy w tarczę.
Jednak po całym poranku spędzonym w parku muszę przyznać:
WYNIK ROZGRYWKI park linowy : ja 1:0
Ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Park prezentował się okazale:
Las pali© WrocNam
Jako że jestem dużym chłopcem i nie straszne mi są żadne przeciwności, wybrałem najwyższą trasę o najwyższym stopniu trudności.
Zostałem ubrany w odpowiednie oporządzenie i przeszedłem krótkie szkolenie alpinistyczne:
Szkolenie linowe© WrocNam
Potem ruszyłem:
Ostatnie kroki na ziemi© WrocNam
Początek był prosty i nawet się nie zgrzałem. Na górze trochę wiało i miałem lekkie obawy, co do zabezpieczeń zapinanych przez siebie, ale po chwili parłem do przodu:
Zaczynają się pale© WrocNam
Chwilę później już nie było tak prosto:
Potem idą liny© WrocNam
Mięśnie w rękach zaczynały mnie palić, a był to dopiero początek drogi. Kolejną przeszkodą była lina, na której trzeba było przelecieć do siatki. I zaczęły się kłopoty:
Domorosły wrocławski Tarzan© WrocNam
Nie wybrałem odpowiedniego momentu, żeby zmienić chwyt z liny na siatkę:
A do siatki jeden krok...© WrocNam
Doprowadziło to do chwili beztroskiego zwisu:
Śmy się pohuśtali© WrocNam
Sprawdziłem w ten sposób zabezpieczenia, które zostały wykorzystane w parku - działają.
Przy pomocy panów z obsługi zostałem doholowany do siatki, ale okazało się, że siatka jest trudnym przeciwnikiem:
Siatka rozpaczy© WrocNam
Po chwili pojąłem, ze nie jestem w stanie pokonać przeszkody, nie wspominając o kilkunastu kolejnych i poprosiłem o ewakuację:
Ewakuacja z pala© WrocNam
Po chwili poszedłem sobie jeszcze postrzelać z łuku:
Łucznik Michał© WrocNam
Chyba nie poszło mi tak kompletnie źle, jak na pierwszy raz - trafiłem nawet parę razy w tarczę.
Jednak po całym poranku spędzonym w parku muszę przyznać:
WYNIK ROZGRYWKI park linowy : ja 1:0
Ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
Dzień sto piąty
Czwartek, 18 sierpnia 2011
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Jeden z ostatnich dni urlopu postanowiłem wykorzystać na jakiś większy wyjazd rowerowy. Popatrzyłem na mapę i ze względu na to, że często tamtędy jeżdżę, ale nigdy nie byłem w Legnickim Polu, wybór mój padł właśnie na to miejsce:
Zaplanowałem wyjazd o 7, żeby około 15-16 wrócić do domu. Okazało się, że mogłem wybrać się godzinę wcześniej, przez co dłużej miałbym korzystne warunki, a nie żarówę prosto z nieba.
Pojechałem sobie bocznymi drogami i już kawałek za Wrocławiem zostałem pozytywnie zaskoczony rowerową ekspresówką w Gałowie:
Szkoda, że częściej nie spotyka się takich rozwiązań,żeby koło bruku położyć kawałek równej nawierzchni dla rowerów. Po drodze spotkałem jeszcze trzy miejsca, gdzie coś takiego by się bardzo przydało.
W Rakoszycach napotykam pierwszy w tym dniu krzyż pokutny (w rzadkim stylu maltańskim) - na zdjęciach kolejne z całej wyprawy:
(Lewy górny róg-Rakoszyce, prawy górny róg-Tyniec Legnicki, lewy dolny róg-Ujazd Górny, prawy dolny róg-Jarosław - trzeciego, dwumetrowego, wmurowanego w poziomo w mur kościelny nie zauważyłem)
(Lewy-Jarosław - schowany w lasku, prawy-Samborz - przerobiony na kapliczkę)
W ściany budynków kościelnych wbudowane są epitafia, które też pojawiały się kilka razy na mojej drodze:
(Lewa-Rakoszyce, prawa-Ujazd Górny)
Około godziny 10 zaczęło już nieźle przygrzewać, ale nie przeszkadzało mi to w pokonywaniu kilometrów. W pewnym momencie miałem Legnicę tuż-tuż:
Około 11 zawitałem do Legnickiego Pola, gdzie poczytałem informacje na temat pól złotonośnych, obejrzałem pomnik poszukiwacza złota, przypominającego wrocławskie krasnale:
Obfotografowałem sanktuarium, w którym, jak dowiedziałem się później, znajdowała się przez pewien czas szkoła pruskich kadetów, do której uczęszczał między innymi Czerwony Baron:
Następnie udałem się do muzeum Bitwy Legnickiej, gdzie kupiłem Natce trochę pocztówek z Legnickiego Pola i okolic i przy okazji dowiedziałem się trochę na temat historii tego miejsca od miłej pani, która tam pracowała.
Po zjedzeniu lodów o smaku gruszki, pomknąłem w kierunku Wrocławia.
Po drodze zahaczyłem o pola złotonośne - niestety już wyczerpane.
Znalazłem też leżącego na ulicy martwego zaskrońca - bez śladów jakichkolwiek uszkodzeń:
Wądroża Wielkiego broni woj Wądrożnik (chyba takie było jego imię):
W Ujeździe na jednym z epitafiów bardzo ładna czaszka z krzyżem do kolekcji dla Kajmana:
Ostatnie kilometry trochę mi się dłużyły, ale gładko mijały, szczególnie w miejscach, gdzie za Pietrzykowicami wylano nowy asfalt.
Po wjeździe do Wrocławia podjechałem jeszcze do Creatora umówić się na sesję rehabilitacyjną i już byłem w domu.
Trasa:
Wieże sanktuarium© WrocNam
Zaplanowałem wyjazd o 7, żeby około 15-16 wrócić do domu. Okazało się, że mogłem wybrać się godzinę wcześniej, przez co dłużej miałbym korzystne warunki, a nie żarówę prosto z nieba.
Pojechałem sobie bocznymi drogami i już kawałek za Wrocławiem zostałem pozytywnie zaskoczony rowerową ekspresówką w Gałowie:
Wiejska rowerowa ekpresówka© WrocNam
Szkoda, że częściej nie spotyka się takich rozwiązań,żeby koło bruku położyć kawałek równej nawierzchni dla rowerów. Po drodze spotkałem jeszcze trzy miejsca, gdzie coś takiego by się bardzo przydało.
W Rakoszycach napotykam pierwszy w tym dniu krzyż pokutny (w rzadkim stylu maltańskim) - na zdjęciach kolejne z całej wyprawy:
Krzyże pokutne-1© WrocNam
(Lewy górny róg-Rakoszyce, prawy górny róg-Tyniec Legnicki, lewy dolny róg-Ujazd Górny, prawy dolny róg-Jarosław - trzeciego, dwumetrowego, wmurowanego w poziomo w mur kościelny nie zauważyłem)
Krzyże pokutne-2© WrocNam
(Lewy-Jarosław - schowany w lasku, prawy-Samborz - przerobiony na kapliczkę)
W ściany budynków kościelnych wbudowane są epitafia, które też pojawiały się kilka razy na mojej drodze:
Epitafia© WrocNam
(Lewa-Rakoszyce, prawa-Ujazd Górny)
Około godziny 10 zaczęło już nieźle przygrzewać, ale nie przeszkadzało mi to w pokonywaniu kilometrów. W pewnym momencie miałem Legnicę tuż-tuż:
Legnica na wyciągnięcie obiektywu© WrocNam
Około 11 zawitałem do Legnickiego Pola, gdzie poczytałem informacje na temat pól złotonośnych, obejrzałem pomnik poszukiwacza złota, przypominającego wrocławskie krasnale:
Poszukiwacz złota© WrocNam
Obfotografowałem sanktuarium, w którym, jak dowiedziałem się później, znajdowała się przez pewien czas szkoła pruskich kadetów, do której uczęszczał między innymi Czerwony Baron:
Sanktuarium w Legnickim Polu© WrocNam
Następnie udałem się do muzeum Bitwy Legnickiej, gdzie kupiłem Natce trochę pocztówek z Legnickiego Pola i okolic i przy okazji dowiedziałem się trochę na temat historii tego miejsca od miłej pani, która tam pracowała.
Po zjedzeniu lodów o smaku gruszki, pomknąłem w kierunku Wrocławia.
Po drodze zahaczyłem o pola złotonośne - niestety już wyczerpane.
Znalazłem też leżącego na ulicy martwego zaskrońca - bez śladów jakichkolwiek uszkodzeń:
Martwy wąż© WrocNam
Wądroża Wielkiego broni woj Wądrożnik (chyba takie było jego imię):
Wądrożnik© WrocNam
W Ujeździe na jednym z epitafiów bardzo ładna czaszka z krzyżem do kolekcji dla Kajmana:
Czacha dla Kajmana© WrocNam
Ostatnie kilometry trochę mi się dłużyły, ale gładko mijały, szczególnie w miejscach, gdzie za Pietrzykowicami wylano nowy asfalt.
Po wjeździe do Wrocławia podjechałem jeszcze do Creatora umówić się na sesję rehabilitacyjną i już byłem w domu.
Trasa:
Dane wycieczki:
150.00 km (0.00 km teren) czas: 06:40 h avg:22.50 km/h
Dzień dziewięćdziesiąty
Rano rowerem na parking, gdzie przesiadłem się do bolidu.
Po pracy, z której urwałem się dwie godziny wcześniej, bolidem na Opolską do warsztatu samochodowego.
Po oddaniu bolidu i złożeniu roweru do domu opłotkami, czyli przez Mokry Dwór i Trestno bo Opolska i Krakowska ze względu na remont stały.
W drodze do domu podjechałem przy okazji do Creatora rozpoznać mój udział w rehabilitacji kolan. Chyba dopiero dam radę w sierpniu.
Po pracy, z której urwałem się dwie godziny wcześniej, bolidem na Opolską do warsztatu samochodowego.
Po oddaniu bolidu i złożeniu roweru do domu opłotkami, czyli przez Mokry Dwór i Trestno bo Opolska i Krakowska ze względu na remont stały.
W drodze do domu podjechałem przy okazji do Creatora rozpoznać mój udział w rehabilitacji kolan. Chyba dopiero dam radę w sierpniu.
Dane wycieczki:
27.00 km (0.00 km teren) czas: 01:10 h avg:23.14 km/h