Wpisy archiwalne w kategorii
Okolice
Dystans całkowity: | 10379.12 km (w terenie 220.00 km; 2.12%) |
Czas w ruchu: | 484:29 |
Średnia prędkość: | 21.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Suma kalorii: | 19789 kcal |
Liczba aktywności: | 150 |
Średnio na aktywność: | 69.19 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
R-84
Mając w planach trochę pracy rano wybrałem się na piwo. A w właściwie w stronę browaru Widawa , który niedawno został otwarty:
Browar, a właściwie browar restauracyjny lub mini-browar mieści się w "Gospodzie pod Czarnym Kurem" w Chrząstawie Małej:
Byłem tam wcześnie rano i wszystko było jeszcze pozamykane, uznałem wyjazd za rozpoznanie walką na jakiś weekendowy wyjazd BS.
Następnie kawałkiem lasu dotarłem do drogi Oława-Jelcz i pojechałem w stronę Jelcza, a potem Czernicy.
Na jednym z cmentarzy wypatrzyłem ładny nagrobek:
W międzyczasie Rafał SMSował, czy nie wybrałbym się na przejażdżkę.
Z Czernicy dobrze widać wieże w Kotowicach:
W mieście i poza nim widać wszędzie oznaki trwania Euro:
Po dojechaniu do centrum przeciąłem Ostrów Tumski, gdzie stoi kilka plansz poświęconych Dolnośląskiej Dolinie Pałaców i Ogrodów:
Potem skierowałem się na odnowioną ul. Kuźniczą:
Na niej stoi wystawa poświęcona wyborom 1989 roku:
Przy Wita Stwosza stały reklamowe dwa ciekawe rowery:
Stamtąd prosto do domu.
Trasa:
Herb browaru Widawa© WrocNam
Browar, a właściwie browar restauracyjny lub mini-browar mieści się w "Gospodzie pod Czarnym Kurem" w Chrząstawie Małej:
Gospoda pod Czarnym Kurem© WrocNam
Byłem tam wcześnie rano i wszystko było jeszcze pozamykane, uznałem wyjazd za rozpoznanie walką na jakiś weekendowy wyjazd BS.
Następnie kawałkiem lasu dotarłem do drogi Oława-Jelcz i pojechałem w stronę Jelcza, a potem Czernicy.
Na jednym z cmentarzy wypatrzyłem ładny nagrobek:
Rzeźba nagrobna© WrocNam
W międzyczasie Rafał SMSował, czy nie wybrałbym się na przejażdżkę.
Z Czernicy dobrze widać wieże w Kotowicach:
Wieża z drugiej strony Odry© WrocNam
W mieście i poza nim widać wszędzie oznaki trwania Euro:
Kibicowska miejsowość© WrocNam
Kierunkowskazy podmiejskie© WrocNam
Kierunkowskazy miejskie© WrocNam
Po dojechaniu do centrum przeciąłem Ostrów Tumski, gdzie stoi kilka plansz poświęconych Dolnośląskiej Dolinie Pałaców i Ogrodów:
Wystawa "Dolina Pałaców i Ogrodów"© WrocNam
Potem skierowałem się na odnowioną ul. Kuźniczą:
Kuźnicza po remoncie© WrocNam
Tutaj stał Kalogródek© WrocNam
Na niej stoi wystawa poświęcona wyborom 1989 roku:
I ty zostaniesz szeryfem z plakatu© WrocNam
Przy Wita Stwosza stały reklamowe dwa ciekawe rowery:
Reklamowe rowery© WrocNam
Stamtąd prosto do domu.
Trasa:
Dane wycieczki:
73.00 km (0.00 km teren) czas: 02:50 h avg:25.76 km/h
R-83
W czasie ŚWR wolontariusze wspierający WIR podczas imprezy wstępnie umówili się na wspólny wypad na piknik podczas wolnego czwartku. W ciągu tygodnia wymienione zostały dziesiątki maili i wyklarował się obraz wycieczki - piknik grillowy w okolicach Kotowic.
Aż do wczesnych godzin porannych nie byłem pewny swojego udziału w tej wycieczce. Jednak w czwartkowy poranek zostały podjęte decyzje, które umożliwiły mi wyjazd.
kilkanaście minut przed planowanym spotkaniem przy fontannie przy moście Grunwaldzkim szybko się spakowałem i ruszyłem.
Po dojechaniu na miejsce okazało się, że prawie wszyscy już się pojawili. Odczekaliśmy jeszcze studencki kwadrans i ruszyliśmy w kierunku Kotowic:
Przy okazji przejazdu testowaliśmy południowy odcinek Wschodniej Obwodnicy Wrocławia, po którym jechało się bardzo miło:
Po zjechaniu z obwodnicy i obraniu celu, którym były jeziorka w pobliżu Kotowic, zaczęła się terenowa część przejazdu. Część uczestników wyposażona w rowery z cienkimi lub miejskimi oponami radziła sobie dzielnie. Podobnie Ci, którzy wieźli sakwy pełne piknikowego sprzętu:
Wreszcie po kilkunastu minutach jazdy po leśnych dróżkach i nadjeziornym wale dotarliśmy w okolice bazy MNM 2008:
Znaleźliśmy kawałek odpowiedniego terenu i zaczęliśmy przygotowania do pikniku. Podczas gdy niektórzy uczestniczyli w zawodach na najszybsze rozpalenie grilla...:
... inni oddawali się odpoczynkowi:
Dzięki dwójce dzielnych ogniomistrzów już po chwili puste ledwo dymiące grille...:
... zamieniły się w źródła przysmaków:
Niektórzy eksperymentowali z nowymi sposobami przygotowania posiłków:
W międzyczasie, powodu innych planów, kilku uczestników musiało opuścić piknik:
Po chwili mogliśmy zasiąść do stołu:
Wszyscy żartowali, gadali, dyskutowali i podziwiali przyrodę:
Po posiłku przyszedł czas na pełen relaks:
Kiedy znów nabraliśmy sił na kręcenie postanowiliśmy dojechać do świeżo wybudowanej wieży widokowej w Kotowicach/Utracie:
Na podjeździe do wieży spotykamy jeszcze jednego wolontariusza ze ŚWR:
W turach odwiedzamy wieżę...:
... a rowery cały czas cierpliwie czekają:
Kiedy docieram na wieżę większość współtowarzyszy jest już na dole:
Zaczynają się gry zespołowe:
Wieża stoi "pośrodku niczego" i zbyt dużo nie nie można z niej popodziwiać:
Po kilkunastu minutach gry w frisbee postanawiamy powoli wracać do domu. Ze względu na wąskooponowców wybieramy trasę jak najbardziej asfaltową i ruszamy w stronę mostu kolejowego:
Przy okazji jeszcze jeden rzut oka na wieżę:
Docieramy do mostu i, po walce z nasypem i sesji fotograficznej, pokonujemy go:
Z mostu robię jeszcze kilka fotek:
Co jakiś czas przelatują nad nami samoloty, czasami prywatne:
Dojeżdżamy do drogi Czernica - Wrocław i zaczynamy ostatni odcinek piknikowej trasy. Po dojechaniu w okolice Mostu Zwierzynieckiego rozdzielamy się i każde z nas rusza w swoją stronę:
Postanawiam przed dotarciem do domu zahaczyć o otwartą od kilku godzin Strefę Kibica na Rynku:
Odwiedzam jeszcze zegar odliczający dni do rozpoczęcia Euro i dojeżdżam do domu:
WIELKIE DZIĘKI ZA NIEZŁY WYPAD
Aż do wczesnych godzin porannych nie byłem pewny swojego udziału w tej wycieczce. Jednak w czwartkowy poranek zostały podjęte decyzje, które umożliwiły mi wyjazd.
kilkanaście minut przed planowanym spotkaniem przy fontannie przy moście Grunwaldzkim szybko się spakowałem i ruszyłem.
Po dojechaniu na miejsce okazało się, że prawie wszyscy już się pojawili. Odczekaliśmy jeszcze studencki kwadrans i ruszyliśmy w kierunku Kotowic:
W drodze na piknik© WrocNam
Przy okazji przejazdu testowaliśmy południowy odcinek Wschodniej Obwodnicy Wrocławia, po którym jechało się bardzo miło:
Pierwszy teren© WrocNam
Gdzie tu jechać?© WrocNam
Zjazd z obwodnicy wschodniej© WrocNam
Samotny zjazd Radka© WrocNam
Po zjechaniu z obwodnicy i obraniu celu, którym były jeziorka w pobliżu Kotowic, zaczęła się terenowa część przejazdu. Część uczestników wyposażona w rowery z cienkimi lub miejskimi oponami radziła sobie dzielnie. Podobnie Ci, którzy wieźli sakwy pełne piknikowego sprzętu:
Wjazd do lasu© WrocNam
Trudniejszy odcinek© WrocNam
Wreszcie po kilkunastu minutach jazdy po leśnych dróżkach i nadjeziornym wale dotarliśmy w okolice bazy MNM 2008:
Baza MNM 2008 w dzień© WrocNam
Znaleźliśmy kawałek odpowiedniego terenu i zaczęliśmy przygotowania do pikniku. Podczas gdy niektórzy uczestniczyli w zawodach na najszybsze rozpalenie grilla...:
Wolniejszy grill© WrocNam
Szybszy grill© WrocNam
... inni oddawali się odpoczynkowi:
Nad wodą© WrocNam
Podziwianie uroków przyrody© WrocNam
Dzięki dwójce dzielnych ogniomistrzów już po chwili puste ledwo dymiące grille...:
Rozpalanie grilla© WrocNam
... zamieniły się w źródła przysmaków:
Grill pełen przysmaków© WrocNam
Niektórzy eksperymentowali z nowymi sposobami przygotowania posiłków:
Skrobanie kromki© WrocNam
W międzyczasie, powodu innych planów, kilku uczestników musiało opuścić piknik:
Słodka żelazna porcja na drogę© WrocNam
Po chwili mogliśmy zasiąść do stołu:
Piknikowa atmosfera© WrocNam
Wszyscy żartowali, gadali, dyskutowali i podziwiali przyrodę:
Potwór z jeziora© WrocNam
Ważka nad jeziorem© WrocNam
Wąż w korzeniach drzewa© WrocNam
Po posiłku przyszedł czas na pełen relaks:
Odpoczynek w trawie© WrocNam
Odpoczynek na kocu© WrocNam
Kiedy znów nabraliśmy sił na kręcenie postanowiliśmy dojechać do świeżo wybudowanej wieży widokowej w Kotowicach/Utracie:
W stronę wieży© WrocNam
Wieża w Utracie© WrocNam
Zaproszenie do wejścia na wieżę© WrocNam
Na podjeździe do wieży spotykamy jeszcze jednego wolontariusza ze ŚWR:
Zaczynamy podejście na wieżę© WrocNam
W turach odwiedzamy wieżę...:
Uczestnicy pikniku od spodu© WrocNam
... a rowery cały czas cierpliwie czekają:
Rumaki pod wieżą© WrocNam
Kiedy docieram na wieżę większość współtowarzyszy jest już na dole:
Uczestnicy z wieży© WrocNam
Zaczynają się gry zespołowe:
Gry zespołowe w czasie przerwy w jeździe© WrocNam
Wieża stoi "pośrodku niczego" i zbyt dużo nie nie można z niej popodziwiać:
Sky Tower z wieży© WrocNam
Panorama Wrocławia z wieży© WrocNam
Żółta strzała dolnośląska© WrocNam
Barka na Odrze z wieży© WrocNam
Po kilkunastu minutach gry w frisbee postanawiamy powoli wracać do domu. Ze względu na wąskooponowców wybieramy trasę jak najbardziej asfaltową i ruszamy w stronę mostu kolejowego:
Jedziemy w stronę mostu© WrocNam
Przy okazji jeszcze jeden rzut oka na wieżę:
Wieża w pełnej okazałości© WrocNam
Docieramy do mostu i, po walce z nasypem i sesji fotograficznej, pokonujemy go:
Wejście na nasyp kolejowy© WrocNam
Most kolejowy w Czernicy© WrocNam
Pokonujemy most w Czernicy© WrocNam
Pokonywanie mostu kolejowego© WrocNam
Zjazd z mostu z pociągiem w tle© WrocNam
Z mostu robię jeszcze kilka fotek:
Wieża z mostu© WrocNam
Odra z mostu kolejowego w Czernicy© WrocNam
Co jakiś czas przelatują nad nami samoloty, czasami prywatne:
Nadlatują Rosjanie© WrocNam
Dojeżdżamy do drogi Czernica - Wrocław i zaczynamy ostatni odcinek piknikowej trasy. Po dojechaniu w okolice Mostu Zwierzynieckiego rozdzielamy się i każde z nas rusza w swoją stronę:
Czekając na dogodny moment© WrocNam
Postanawiam przed dotarciem do domu zahaczyć o otwartą od kilku godzin Strefę Kibica na Rynku:
Wejście do Strefy Kibica© WrocNam
Strefa Kibica na Rynku© WrocNam
Odwiedzam jeszcze zegar odliczający dni do rozpoczęcia Euro i dojeżdżam do domu:
Jeden dzień do Euro© WrocNam
WIELKIE DZIĘKI ZA NIEZŁY WYPAD
Dane wycieczki:
53.00 km (0.00 km teren) czas: 02:50 h avg:18.71 km/h
R-75
Niedziela, 27 maja 2012
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Kolejny dzień nowych doświadczeń, czyli start w maratonie szosowym w Lesznie.
Wyciągnięty przez kolegę z pracy, Roberta (wielkie Ci za to dzięki), postanowiłem się pościgać. Dołączył do naszej dwójki Rafał.
Wczoraj zlikwidowałem jedyny element tuningowy srebrnego bolidu, czyli daszek tylnej klapy i przygotowałem bagażnik do przewozu naszych rumaków.
Rano wczesna pobudka, krótki dojazd na parking, montowanie roweru i ruszam po chłopaków. Najpierw Rafał, potem po drodze Robert. Jakoś dajemy radę upchnąć się w niezbyt obszernym wnętrzu bolidu razem ze zdemontowanymi z rowerów kołami. Wszystko idzie zgodnie z założonym planem czasowym.
W trzeciej próbie montażowej bagażnik bardzo dobrze się sprawuje. Nic nie trzęsie, nic się nie luzuje, nic nie trzaska, blachy się nie gną - poprzednio niezbyt poprawnie go montowałem, bo daszek nie dawał innej możliwości.
Mkniemy w stronę Leszna. Po drodze mija nas kilka samochodów, które też wiozą kolarzy na start. W samym Lesznie robimy przez chwilę za przewodników, mylimy drogę i jest wesoło. Docieramy zaraz potem na parking przy lotnisku aeroklubu, gdzie usytuowana jest baza maratonu.
Demontujemy bagażnik, montujemy rowery i przygotowujemy do startu:
W międzyczasie gawędzimy z innymi uczestnikami i pobieramy pakiety startowe (w tym kolejne skarpetki rowerowe) wraz z chipami:
Przy okazji oglądamy i podziwiamy sprzęt różnoraki:
Około 8:30 kierujemy się na start, gdzie ze względu na start masowy, czuję atmosferę znaną z maratonów biegowych:
Równo o godzinie 9:00 ruszamy. Rafał zostaje lekko z tyłu i szybko tracę go z oczu. Doganiam Roberta i od tej pory zaczyna się niesamowita jazda.
Zupełnie nowe doświadczenie - jazda w peletonie. Prędkość nie spada właściwie poniżej 35 km/h, ale jedzie się w miarę spokojnie. Nie można tylko stracić kontaktu z grupą. Raz się zagapiłem i musiałem doganiać, czego skutkiem była prędkość max. Niestety tempo jazdy nie daje możliwości podziwiania wszelakich okoliczności przyrody i zabytków. Trzeba za to uważać na zawodników z każdej strony - szczególnie z przodu.
Gnamy kilometr za kilometrem. Po 50 km przejechanych ze średnią 34 km/h, odpuszczamy trzymanie się grupy żeby trochę oszczędzać siły na pozostały dystans - planowaliśmy pokonać podwójną pętlę, czyli 133 km. Jedziemy spokojnie i w okolice planowanego rozjazdu dystansów dojeżdżamy z 15 minutowym zapasem (organizatorzy określili limit dotarcia na rozjazd znajdujący się na 66 km na 2h 15 min.). Czekamy na jakieś strzałki, wskazówki i cały czas jedziemy tam gdzie większość. Po dotarciu do 70 km, po zapytaniu kogoś z obstawy przejazdu, gdzie odbicie, słyszymy, że dawno je minęliśmy i do mety w Lesznie już został nam kawałek. Zatrzymujemy się i robimy jedyny odpoczynek na trasie:
Postanawiamy nie wracać i zakończyć przejazd na krótkim dystansie. Łapiemy jakiś przelatujący pociąg i chwilę później przemykamy przez linię mety. Zastanawiamy się co z Rafałem i ile będziemy na niego czekać, jeśli ruszył na dłuższy przejazd. Zaczynamy zdejmować z koszulek numery, kiedy pojawia się Rafał, który też nie zauważył rozjazdu i dotarł na metę minutę po nas.
Odbieramy medale i dyplomy wypisywane na bieżąco przez sprawną obsługę biura maratonu:
Robimy fotki pamiątkowe i ruszamy na posiłek regeneracyjny:
Posileni montujemy rowery i rozpoczynamy powrót. Gawędząc docieramy do Wrocławia, gdzie po rozwiezieniu współtowarzyszy, docieram na parking i przesiadam się na rower i dojeżdżam do domu.
Kilka wniosków:
1. Trzeba jeszcze raz pojechać do Leszna na maraton i pokonać trasę turystycznie, żeby coś pooglądać.
2. Zawsze zapoznać się z trasą, a nie jechać jak zawodowiec, czekając na oznaczenia.
3. Trzeba wybrać się do Leszna pociągiem, zwiedzić je i wrócić na kołach, zwiedzając Rawicz i Żmigród.
Wyniki przejazdu:
Miejsce: open 344 (na 531 kończących), 35 w kategorii (na 51 kończących).
WIELKIE DZIĘKI ZA WSPÓLNY WYPAD I JAZDĘ
Trasa:
Wyciągnięty przez kolegę z pracy, Roberta (wielkie Ci za to dzięki), postanowiłem się pościgać. Dołączył do naszej dwójki Rafał.
Wczoraj zlikwidowałem jedyny element tuningowy srebrnego bolidu, czyli daszek tylnej klapy i przygotowałem bagażnik do przewozu naszych rumaków.
Rano wczesna pobudka, krótki dojazd na parking, montowanie roweru i ruszam po chłopaków. Najpierw Rafał, potem po drodze Robert. Jakoś dajemy radę upchnąć się w niezbyt obszernym wnętrzu bolidu razem ze zdemontowanymi z rowerów kołami. Wszystko idzie zgodnie z założonym planem czasowym.
W trzeciej próbie montażowej bagażnik bardzo dobrze się sprawuje. Nic nie trzęsie, nic się nie luzuje, nic nie trzaska, blachy się nie gną - poprzednio niezbyt poprawnie go montowałem, bo daszek nie dawał innej możliwości.
Mkniemy w stronę Leszna. Po drodze mija nas kilka samochodów, które też wiozą kolarzy na start. W samym Lesznie robimy przez chwilę za przewodników, mylimy drogę i jest wesoło. Docieramy zaraz potem na parking przy lotnisku aeroklubu, gdzie usytuowana jest baza maratonu.
Demontujemy bagażnik, montujemy rowery i przygotowujemy do startu:
Zwarci i gotowi do startu© WrocNam
W międzyczasie gawędzimy z innymi uczestnikami i pobieramy pakiety startowe (w tym kolejne skarpetki rowerowe) wraz z chipami:
Biuro maratonu w Lesznie© WrocNam
Przy okazji oglądamy i podziwiamy sprzęt różnoraki:
Rama w koszulce© WrocNam
Około 8:30 kierujemy się na start, gdzie ze względu na start masowy, czuję atmosferę znaną z maratonów biegowych:
Start maratonu w Lesznie© WrocNam
Rafał i Robert na starcie© WrocNam
W pozie napoleońskiej na starcie© WrocNam
Samolot nad kolarzami© WrocNam
Równo o godzinie 9:00 ruszamy. Rafał zostaje lekko z tyłu i szybko tracę go z oczu. Doganiam Roberta i od tej pory zaczyna się niesamowita jazda.
Zupełnie nowe doświadczenie - jazda w peletonie. Prędkość nie spada właściwie poniżej 35 km/h, ale jedzie się w miarę spokojnie. Nie można tylko stracić kontaktu z grupą. Raz się zagapiłem i musiałem doganiać, czego skutkiem była prędkość max. Niestety tempo jazdy nie daje możliwości podziwiania wszelakich okoliczności przyrody i zabytków. Trzeba za to uważać na zawodników z każdej strony - szczególnie z przodu.
Gnamy kilometr za kilometrem. Po 50 km przejechanych ze średnią 34 km/h, odpuszczamy trzymanie się grupy żeby trochę oszczędzać siły na pozostały dystans - planowaliśmy pokonać podwójną pętlę, czyli 133 km. Jedziemy spokojnie i w okolice planowanego rozjazdu dystansów dojeżdżamy z 15 minutowym zapasem (organizatorzy określili limit dotarcia na rozjazd znajdujący się na 66 km na 2h 15 min.). Czekamy na jakieś strzałki, wskazówki i cały czas jedziemy tam gdzie większość. Po dotarciu do 70 km, po zapytaniu kogoś z obstawy przejazdu, gdzie odbicie, słyszymy, że dawno je minęliśmy i do mety w Lesznie już został nam kawałek. Zatrzymujemy się i robimy jedyny odpoczynek na trasie:
Krótki odpoczynek w rowie© WrocNam
Postanawiamy nie wracać i zakończyć przejazd na krótkim dystansie. Łapiemy jakiś przelatujący pociąg i chwilę później przemykamy przez linię mety. Zastanawiamy się co z Rafałem i ile będziemy na niego czekać, jeśli ruszył na dłuższy przejazd. Zaczynamy zdejmować z koszulek numery, kiedy pojawia się Rafał, który też nie zauważył rozjazdu i dotarł na metę minutę po nas.
Odbieramy medale i dyplomy wypisywane na bieżąco przez sprawną obsługę biura maratonu:
Oczekujące medale© WrocNam
Robimy fotki pamiątkowe i ruszamy na posiłek regeneracyjny:
Po maratonie w Lesznie© WrocNam
Odpoczynek po maratonie© WrocNam
Posileni montujemy rowery i rozpoczynamy powrót. Gawędząc docieramy do Wrocławia, gdzie po rozwiezieniu współtowarzyszy, docieram na parking i przesiadam się na rower i dojeżdżam do domu.
Kilka wniosków:
1. Trzeba jeszcze raz pojechać do Leszna na maraton i pokonać trasę turystycznie, żeby coś pooglądać.
2. Zawsze zapoznać się z trasą, a nie jechać jak zawodowiec, czekając na oznaczenia.
3. Trzeba wybrać się do Leszna pociągiem, zwiedzić je i wrócić na kołach, zwiedzając Rawicz i Żmigród.
Wyniki przejazdu:
Miejsce: open 344 (na 531 kończących), 35 w kategorii (na 51 kończących).
WIELKIE DZIĘKI ZA WSPÓLNY WYPAD I JAZDĘ
Trasa:
Dane wycieczki:
77.00 km (0.00 km teren) czas: 02:30 h avg:30.80 km/h
R-68
Sobota, 19 maja 2012
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Kolejna okazja, żeby zmierzyć się ze swoimi słabościami:
Umawiam się z Rafałem na nocną jazdę do Wołowa na 8. edycję Tropiciela i o 1:40, po kilku krótkich godzinach snu, ruszam z domu. O godzinie 2:00 mamy ruszyć z mostku przy stadionie. Kiedy przyjeżdżam, Rafała jeszcze nie ma, więc wykorzystuję tą chwilę na kilka fotek:
Punkt 2 nadciąga Rafał:
Omawiamy warianty trasy i ruszamy w kierunku Wołowa. Szybko mijają kilometry na pustych i ciemnych podwrocławskich drogach. Ze wzniesienia koło Brzeziny podziwiamy panoramę Wrocławia, a ja żałuję, że nie taszczę statywu:
Zbliżamy się do przeprawy przez Odrę przed Brzegiem Dolnym i z powodu nieczynnego w nocy promu kierujemy się na most kolejowy. Dojeżdżając wałem przeciwpowodziowym do mostu, słyszymy co chwila zrywające się w lesie zwierzaki i mamy nadzieję, że nic nie zacznie nas gonić. Docieramy do mostu, a niebo zaczyna się rozjaśniać na wschodzie:
Rzut oka na rozświetloną alternatywną przeprawę przez Odrę, znaną z innej nocnej wyprawy:
Niesamowite wrażenia daje nocny przejazd po wąskiej kładce zbudowanej ze stalowych płyt:
Prześmigujemy przez śpiący Brzeg Dolny i cały czas z korzystnym wiatrem, eskortowani przez krótki czas przez policję, docieramy o 4:15 do Wołowa:
Rejestrujemy się, coś przegryzamy i szykujemy się do startu:
Przed startem zostajemy wyróżnieni jako jedna z 10 drużyn i dostajemy trackera, który on-line i off-line rejestruje nasz przejazd.
O godzinie 5:00 ruszamy i zaczynamy walkę. Po krótkiej chwili docieramy do 1. punktu kontrolnego bronionego przez współpracujące zastępy wrogich kiedyś armii:
Od razu było widać, że obrona wyrobiska kopalni była zacięta i nie obyło się bez ofiar:
Po zdobyciu potwierdzenia, ruszamy dalej. Rafał nadrabia kilometry wybierając dłuższą drogę:
Inni za to skracają sobie drogę ciągnąc po torowisku:
Znów mija tylko chwila i docieramy do kolejnego punktu. Nawigujemy sprawnie i punkt za punktem zdobywamy w oszałamiającym tempie, przy okazji podziwiając krajobrazy, teren i przyrodę:
Niektóre punkty są zwykłe, a na niektórych organizatorzy zorganizowali specjalne zadania:
W niesamowitym czasie docieramy lasu z trzema punktami kontrolnymi, których położenie jest zafałszowane. Mylimy się w jednej odnodze i lekko gubimy, ale szybko łapiemy trop z powrotem i docieramy do każdego z tych punktów, co daje nam premię czasową, więc wychodzimy na zero z małym plusikiem.
Na dwóch punktach są do wykonania zadania:
1. Zrobienie zdjęcia tajemnemu szyfrowi z wiszącego na linie wózka:
2. Jazda psim zaprzęgiem - psy mają moc:
Wreszcie zostaje nam ostatni punkt, do którego docieramy z małym problemem, ale dzięki celnemu oku Rafała zyskujemy 15 minut:
Kiedy Rafał walczy, inni już odpoczywają:
Podbijamy kartę i śmigamy do mety. Docieramy tam, oddajemy pełną kartę i stajemy się w niezłym czasie Tropicielami podczas drugiej próby (pierwsza była nieudana). Daje nam to nadzieję na zdobycie kiedyś (po przebyciu kilku pełnych Tropicieli) pamiątkowej odznaki:
Myjemy się, przebieramy, wcinamy posiłek regeneracyjny i ruszamy na objazd miasta:
Kończymy zwiedzanie i wracamy do hali, gdzie ma się odbywać dekorowanie zwycięzców i losowanie nagród:
Po chwili lektury w pozycji siedzącej, sami przyjmujemy wygodniejszą pozycję horyzontalną i czekamy na zakończenie imprezy:
W międzyczasie dogadujemy się z Marcinem
na spotkanie w Brzegu Dolnym. Kiedy tam docieramy po oficjalnym zakończeniu Tropiciela, Marcin do nas dołącza. Razem docieramy do przeprawy promowej i jeden z ostatnich razów ją pokonujemy:
Walcząc z przeciwnym wiatrem docieramy do Wrocławia. Pod Stadionem rozdzielamy się: Rafał mknie w swoim kierunku, a Marcin i ja w swoim.
Po prawie równo 14 godzinach docieram do domu.
DZIĘKI ZA WSPÓLNĄ JAZDĘ I MOŻLIWOŚĆ ZDOBYCIA MIANA TROPICIELA PO RAZ PIERWSZY!
Trasa całego przejazdu dziennego:
Tropiciel na bagażniku© WrocNam
Umawiam się z Rafałem na nocną jazdę do Wołowa na 8. edycję Tropiciela i o 1:40, po kilku krótkich godzinach snu, ruszam z domu. O godzinie 2:00 mamy ruszyć z mostku przy stadionie. Kiedy przyjeżdżam, Rafała jeszcze nie ma, więc wykorzystuję tą chwilę na kilka fotek:
Most Rędziński w środku nocy© WrocNam
Stadion w środku nocy© WrocNam
Punkt 2 nadciąga Rafał:
Jasny punkt w mroku nocy© WrocNam
Omawiamy warianty trasy i ruszamy w kierunku Wołowa. Szybko mijają kilometry na pustych i ciemnych podwrocławskich drogach. Ze wzniesienia koło Brzeziny podziwiamy panoramę Wrocławia, a ja żałuję, że nie taszczę statywu:
Panorama Wrocławia w środku nocy© WrocNam
Zbliżamy się do przeprawy przez Odrę przed Brzegiem Dolnym i z powodu nieczynnego w nocy promu kierujemy się na most kolejowy. Dojeżdżając wałem przeciwpowodziowym do mostu, słyszymy co chwila zrywające się w lesie zwierzaki i mamy nadzieję, że nic nie zacznie nas gonić. Docieramy do mostu, a niebo zaczyna się rozjaśniać na wschodzie:
Most kolejowy w środku nocy© WrocNam
Rafał na moście© WrocNam
Ja na moście© WrocNam
Rzut oka na rozświetloną alternatywną przeprawę przez Odrę, znaną z innej nocnej wyprawy:
Widok na elektrownię w Wałach© WrocNam
Niesamowite wrażenia daje nocny przejazd po wąskiej kładce zbudowanej ze stalowych płyt:
Droga przez most© WrocNam
Prześmigujemy przez śpiący Brzeg Dolny i cały czas z korzystnym wiatrem, eskortowani przez krótki czas przez policję, docieramy o 4:15 do Wołowa:
Tropiciel 8© WrocNam
Rejestrujemy się, coś przegryzamy i szykujemy się do startu:
Punkt startowy Tropiciela 8© WrocNam
Rozdawanie map Tropiciela 8© WrocNam
Rafał na starcie Tropiciela 8© WrocNam
Ja na starcie Tropiciela 8© WrocNam
Przed startem zostajemy wyróżnieni jako jedna z 10 drużyn i dostajemy trackera, który on-line i off-line rejestruje nasz przejazd.
O godzinie 5:00 ruszamy i zaczynamy walkę. Po krótkiej chwili docieramy do 1. punktu kontrolnego bronionego przez współpracujące zastępy wrogich kiedyś armii:
Stanowisko ogniowe Armii Czerwonej© WrocNam
Stanowisko ogniowe Wehrmachtu© WrocNam
Zapasowe stanowisko ogniowe Wehrmachtu© WrocNam
Od razu było widać, że obrona wyrobiska kopalni była zacięta i nie obyło się bez ofiar:
Ofiary obrony© WrocNam
Po zdobyciu potwierdzenia, ruszamy dalej. Rafał nadrabia kilometry wybierając dłuższą drogę:
Kilkaset metrów więcej© WrocNam
Inni za to skracają sobie drogę ciągnąc po torowisku:
Nowy rodzaj drezyn© WrocNam
Znów mija tylko chwila i docieramy do kolejnego punktu. Nawigujemy sprawnie i punkt za punktem zdobywamy w oszałamiającym tempie, przy okazji podziwiając krajobrazy, teren i przyrodę:
Panorama Wołowa o świcie© WrocNam
Cerkiew w Starym Wołowie© WrocNam
Niektóre punkty są zwykłe, a na niektórych organizatorzy zorganizowali specjalne zadania:
Zadanie na siatce© WrocNam
Zadanie z nawigowaniem i piłeczkami© WrocNam
W niesamowitym czasie docieramy lasu z trzema punktami kontrolnymi, których położenie jest zafałszowane. Mylimy się w jednej odnodze i lekko gubimy, ale szybko łapiemy trop z powrotem i docieramy do każdego z tych punktów, co daje nam premię czasową, więc wychodzimy na zero z małym plusikiem.
Na dwóch punktach są do wykonania zadania:
1. Zrobienie zdjęcia tajemnemu szyfrowi z wiszącego na linie wózka:
W drodze na zadanie© WrocNam
Droga na wózku w dół© WrocNam
Misja wykonana!© WrocNam
Rafał mnie ściąga© WrocNam
Po wykonaniu ciężkiej pracy© WrocNam
2. Jazda psim zaprzęgiem - psy mają moc:
Hulajpsina© WrocNam
Rodzaje psich zaprzęgów© WrocNam
Wreszcie zostaje nam ostatni punkt, do którego docieramy z małym problemem, ale dzięki celnemu oku Rafała zyskujemy 15 minut:
Rafał zdobywa minuty© WrocNam
Kiedy Rafał walczy, inni już odpoczywają:
Nie ma jak odpoczynek po nocnej walce© WrocNam
Podbijamy kartę i śmigamy do mety. Docieramy tam, oddajemy pełną kartę i stajemy się w niezłym czasie Tropicielami podczas drugiej próby (pierwsza była nieudana). Daje nam to nadzieję na zdobycie kiedyś (po przebyciu kilku pełnych Tropicieli) pamiątkowej odznaki:
Brązowa odznaka Tropiciela© WrocNam
Myjemy się, przebieramy, wcinamy posiłek regeneracyjny i ruszamy na objazd miasta:
Woły w Wołowie© WrocNam
Ratusz w Wołowie I© WrocNam
Ratusz w Wołowie II© WrocNam
Detal na Ratuszu© WrocNam
Kościół w Wołowie© WrocNam
Zamek Piastowski w Wołowie I© WrocNam
Zamek Piastowski w Wołowie II© WrocNam
Kościół Karola Boromeusza w Wołowie© WrocNam
Wnętrze kościoła I© WrocNam
Rumaki przed kościołem© WrocNam
Wieża ciśnień w Wołowie© WrocNam
MiG gen. Hermaszewskiego© WrocNam
Kończymy zwiedzanie i wracamy do hali, gdzie ma się odbywać dekorowanie zwycięzców i losowanie nagród:
Tylko pozycja leżąca© WrocNam
Po chwili lektury w pozycji siedzącej, sami przyjmujemy wygodniejszą pozycję horyzontalną i czekamy na zakończenie imprezy:
Rafał pogrążony w lekturze© WrocNam
W międzyczasie dogadujemy się z Marcinem
na spotkanie w Brzegu Dolnym. Kiedy tam docieramy po oficjalnym zakończeniu Tropiciela, Marcin do nas dołącza. Razem docieramy do przeprawy promowej i jeden z ostatnich razów ją pokonujemy:
Na przeprawie przez Odrę© WrocNam
Walcząc z przeciwnym wiatrem docieramy do Wrocławia. Pod Stadionem rozdzielamy się: Rafał mknie w swoim kierunku, a Marcin i ja w swoim.
Po prawie równo 14 godzinach docieram do domu.
DZIĘKI ZA WSPÓLNĄ JAZDĘ I MOŻLIWOŚĆ ZDOBYCIA MIANA TROPICIELA PO RAZ PIERWSZY!
Trasa całego przejazdu dziennego:
Dane wycieczki:
146.00 km (0.00 km teren) czas: 07:30 h avg:19.47 km/h
R-64
Miał to być wyjazd wrocławskiego BS, a wyszedł dwuosobowy mikrowyjazd - Marcin i ja. Ale dotarliśmy do celu i jeszcze to rozwinęliśmy, szczególnie, że poprawiła się pogoda i zachęcała do kręcenia.
Celem był zamek w Leśnicy i otaczające go tereny:
Dużo straganów z piwami z Polski i innych krajów i oczywiście z czymś do przegryzania:
Po obejściu całego terenu, kupiliśmy po malutkim piwie i zaraz potem Marcin spotkał znajomych, z którymi posiedzieliśmy chwilę. W tym czasie zawartość alkoholu we krwi spadła do bezpiecznego poziomu (wg wirtualnego alkomatu i zastosowaniu ekstrapolacji bo tak małej pojemności, jak wypiliśmy, alkomat nie przewiduje) i po krótkim zastanowieniu postanowiliśmy zrobić jeszcze jakiś przejazd.
Zakupiłem jeszcze dwa piwa (trudne do zakupienia gdziekolwiek indziej) do domu i z płynnym balastem ruszyliśmy dalej:
Wybraliśmy pętlę przez Brzezin(k)ę i Wilkszyn.
NA trasie Marcin złapał pierwszą gumę na swojej nowej maszynie, na której z dumą wparował kilka godzin wcześniej na Rynek:
Po krótkim postoju, już bez komplikacji, pocięliśmy w kierunku centrum, gdzie już na dzielni rozdzieliliśmy się i dojechali do domów.
Dzięki jeszcze raz za wspólną jazdę!
A przed spotkaniem na Rynku objechałem jeszcze miasto odwiedzając kilka miejsc, w których coś się działo w weekend.
Na Odrze odbywały się regaty "Odra Cup 2012":
Krasnal Pracz postanowił chyba popływać:
Szykuje się nowa struktura:
Na Rynku i w okolicach można było popróbować win z terenów dawnej monarchii CK:
W międzyczasie po Rynku biegały grupki różnojęzycznych ludzi z mapami, szukające czegoś. Chyba krasnali, bo gdy któregoś znalazły, to uczestnicy bardzo się cieszyli i coś zaznaczali na mapkach:
Przy dojeździe do Leśnicy minęliśmy cyrk:
Trochę wcześniej dotarłem do parku przy nieczynnym szpitalu na Poniatowskiego, gdzie trwała plenerowa wystawa inspirowana medycyną i zdrowiem - trochę sztuki zaangażowanej na BS też jest potrzeba:
Celem był zamek w Leśnicy i otaczające go tereny:
III Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa© WrocNam
Dużo straganów z piwami z Polski i innych krajów i oczywiście z czymś do przegryzania:
Tereny festiwalowe© WrocNam
Po obejściu całego terenu, kupiliśmy po malutkim piwie i zaraz potem Marcin spotkał znajomych, z którymi posiedzieliśmy chwilę. W tym czasie zawartość alkoholu we krwi spadła do bezpiecznego poziomu (wg wirtualnego alkomatu i zastosowaniu ekstrapolacji bo tak małej pojemności, jak wypiliśmy, alkomat nie przewiduje) i po krótkim zastanowieniu postanowiliśmy zrobić jeszcze jakiś przejazd.
Zakupiłem jeszcze dwa piwa (trudne do zakupienia gdziekolwiek indziej) do domu i z płynnym balastem ruszyliśmy dalej:
Łowy festiwalowe© WrocNam
Wybraliśmy pętlę przez Brzezin(k)ę i Wilkszyn.
NA trasie Marcin złapał pierwszą gumę na swojej nowej maszynie, na której z dumą wparował kilka godzin wcześniej na Rynek:
Marcin i jego nowy sprzęt© WrocNam
Szybka pierwsza wymiana gumy© WrocNam
Po krótkim postoju, już bez komplikacji, pocięliśmy w kierunku centrum, gdzie już na dzielni rozdzieliliśmy się i dojechali do domów.
Dzięki jeszcze raz za wspólną jazdę!
A przed spotkaniem na Rynku objechałem jeszcze miasto odwiedzając kilka miejsc, w których coś się działo w weekend.
Na Odrze odbywały się regaty "Odra Cup 2012":
Odra Cup 2012© WrocNam
Krasnal Pracz postanowił chyba popływać:
Tyle pozostało po Praczu© WrocNam
Szykuje się nowa struktura:
Budowa ronda na Jedności© WrocNam
Na Rynku i w okolicach można było popróbować win z terenów dawnej monarchii CK:
Dni węgrzyna© WrocNam
W międzyczasie po Rynku biegały grupki różnojęzycznych ludzi z mapami, szukające czegoś. Chyba krasnali, bo gdy któregoś znalazły, to uczestnicy bardzo się cieszyli i coś zaznaczali na mapkach:
Poszukiwacze czegoś© WrocNam
Przy dojeździe do Leśnicy minęliśmy cyrk:
Cyrk przy Legnickiej© WrocNam
Trochę wcześniej dotarłem do parku przy nieczynnym szpitalu na Poniatowskiego, gdzie trwała plenerowa wystawa inspirowana medycyną i zdrowiem - trochę sztuki zaangażowanej na BS też jest potrzeba:
Rytuał dla zdrowia© WrocNam
RdZ-I© WrocNam
RdZ-II© WrocNam
RdZ-III© WrocNam
RdZ-IV© WrocNam
RdZ-V© WrocNam
RdZ-V-szczegół© WrocNam
RdZ-VI© WrocNam
RdZ-VI-szczełół© WrocNam
RdZ-VII© WrocNam
RdZ-VIII© WrocNam
RdZ-IX© WrocNam
RdZ-X© WrocNam
RdZ-XI© WrocNam
Szczegół architektoniczny szpitala© WrocNam
Dane wycieczki:
49.00 km (0.00 km teren) czas: 02:15 h avg:21.78 km/h
R-57
Wtorek, 1 maja 2012
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Kilka tygodni temu zagadał do mnie Józek, który planował trasę z Zabrza do Miłogostowic. Szukał wygodnego objazdu Wrocławia. Zaproponowałem swoje towarzystwo i ewentualnie jakiejś ekipy wrocławskiego BS.
Parę dni temu otrzymałem dokładniejsze dane i zacząłem ustalać szczegóły spotkania. Wybór padł na Stary Śleszów.
Dogadałem się na wyjazd z Rafałem i Marcinem - wszystko musiało być dograne co do minuty.
Po dzisiejszym telefonie od Józka (o 1.5 godz. wcześniejszym niż nam się wydawało - Józek gnał jak natchniony), zebrałem dwuosobową ekipę (Marcin nie dał rady do nas dołączyć) i ruszyliśmy z Rafałem w kierunku miejsca spotkania.
Okazało się, że trochę tam poczekaliśmy bo warunki się zmieniły i już trudniej bohaterowi dzisiejszego dnia się jechało.
Wreszcie nastąpiło spotkanie na szczycie.
Po krótkiej pogawędce zapoznawczej ruszyliśmy nadal dyskutując w kierunku Kątów Wrocławskich. Kilometry szybko mijały. Po drodze spotkaliśmy jakiegoś wiekowego kolarza pełnego mocy.
Przy mauzoleum feldmarszałka Bluchera zrobiliśmy małą sesję fotograficzną:
Po drodze:
Przeprowadziliśmy Józka przez Kąty, pożegnaliśmy go życząc spokojnych pozostałych 60 km i ruszyliśmy w kierunku domów.
Udany wyjazd - dzięki za wspólne kręcenie.
We Wrocławiu w tym czasie trwały obchody 1. Maja na placu (dawnym) 1. Maja:
A na Rynku pobito kolejny rekord Guinnesa w ilości osób grających wspólnie "Hej Joe" Jimiego Hendriksa - 7274 gitar.
Trasa:
Parę dni temu otrzymałem dokładniejsze dane i zacząłem ustalać szczegóły spotkania. Wybór padł na Stary Śleszów.
Dogadałem się na wyjazd z Rafałem i Marcinem - wszystko musiało być dograne co do minuty.
Po dzisiejszym telefonie od Józka (o 1.5 godz. wcześniejszym niż nam się wydawało - Józek gnał jak natchniony), zebrałem dwuosobową ekipę (Marcin nie dał rady do nas dołączyć) i ruszyliśmy z Rafałem w kierunku miejsca spotkania.
Okazało się, że trochę tam poczekaliśmy bo warunki się zmieniły i już trudniej bohaterowi dzisiejszego dnia się jechało.
Wreszcie nastąpiło spotkanie na szczycie.
Po krótkiej pogawędce zapoznawczej ruszyliśmy nadal dyskutując w kierunku Kątów Wrocławskich. Kilometry szybko mijały. Po drodze spotkaliśmy jakiegoś wiekowego kolarza pełnego mocy.
Przy mauzoleum feldmarszałka Bluchera zrobiliśmy małą sesję fotograficzną:
Eskorta z bohaterem dnia© WrocNam
Rambo odpoczywający i podziwiający© WrocNam
Po drodze:
Gnający w błękitną dal© WrocNam
Dwie pory roku© WrocNam
Przeprowadziliśmy Józka przez Kąty, pożegnaliśmy go życząc spokojnych pozostałych 60 km i ruszyliśmy w kierunku domów.
Udany wyjazd - dzięki za wspólne kręcenie.
We Wrocławiu w tym czasie trwały obchody 1. Maja na placu (dawnym) 1. Maja:
Niech się święci 1. Maja© WrocNam
A na Rynku pobito kolejny rekord Guinnesa w ilości osób grających wspólnie "Hej Joe" Jimiego Hendriksa - 7274 gitar.
Trasa:
Dane wycieczki:
83.00 km (0.00 km teren) czas: 03:40 h avg:22.64 km/h
R-56
Niedziela, 29 kwietnia 2012
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Rano obudziłem się z lekko bolącymi nogami i musiałem je jakoś rozruszać. Trasa do Trzebnicy na oficjalne zakończenie Żądła Szerszenia 2012 wydawała się idealna. Ruszyłem i od samego początku zaczął mi towarzyszyć wiatr w twarz. Jakoś jednak dojechałem na sam początek imprezy. Puchary już czekały:
Razem z nimi nagrody rzeczowe za utwór literacki na temat piłkarsko - kolarski:
Największą atrakcją byli goście specjalni: panowie Szurkowski i Charucki:
Największe oklaski dostał jednak zawodnik, który w wieku 82 lat pokonał dystans 150 km (i to w czasie tylko o około 5 minut gorszym ode mnie):
Rozdawanie nagród odbywało się jak zwykle szybko i sprawnie:
Zostałem uchwycony podczas małej regulacji ustawień rumaka:
Wraz z oficjalnym zakończeniem mistrzowie w asyście odjechali w siną dal:
Po drodze zahaczyłem o trzebnicki park zobaczyć nową strukturę:
Przez zmienną wiosenną pogodę trzebnickie wzgórza jeszcze nie wyglądają tak jak powinny:
Panorama części Wrocławia podczas wietrznego powrotu:
Trasa:
Trofea Żądła 2012© WrocNam
Razem z nimi nagrody rzeczowe za utwór literacki na temat piłkarsko - kolarski:
Nagrody i trofea© WrocNam
Największą atrakcją byli goście specjalni: panowie Szurkowski i Charucki:
Mistrzowie: Szurkowski i Charucki© WrocNam
Największe oklaski dostał jednak zawodnik, który w wieku 82 lat pokonał dystans 150 km (i to w czasie tylko o około 5 minut gorszym ode mnie):
82 lata i 150 km zaliczone© WrocNam
Rozdawanie nagród odbywało się jak zwykle szybko i sprawnie:
Zakończenie Żądła Szerszenia 2012© WrocNam
Zostałem uchwycony podczas małej regulacji ustawień rumaka:
Ja na zakończeniu Żądła 2012 (by Rafał K)© WrocNam
Wraz z oficjalnym zakończeniem mistrzowie w asyście odjechali w siną dal:
Mistrzowie odjeżdżają© WrocNam
Po drodze zahaczyłem o trzebnicki park zobaczyć nową strukturę:
Kompozycja przestrzenna© WrocNam
Przez zmienną wiosenną pogodę trzebnickie wzgórza jeszcze nie wyglądają tak jak powinny:
Niezbyt zielono-żółte Wzgórza Trzebnickie© WrocNam
Panorama części Wrocławia podczas wietrznego powrotu:
Sky Tower i kominy© WrocNam
Trasa:
Dane wycieczki:
58.00 km (0.00 km teren) czas: 02:30 h avg:23.20 km/h
R-55
Sobota, 28 kwietnia 2012
Kategoria Okolice
| Aktywność:
Znów nastał dzień poddania się kuracji wytrzymałościowej serwowanej przez Szerszenie z Trzebnicy, czyli kolejne Żądło Szerszenia. To już mój 5. raz.
Po krótkim śnie, zebrałem się, pobiegłem po srebrny bolid, zamontowałem bagażnik i na nim rower i ruszyłem w dziewiczy dla tego zestawu przejazd na dłuższej trasie. Po drodze sprawdziłem stan trzymania bagażnika (bez uwag) i dobiłem na stacji powietrzem opony, żeby się toczyły.
Po dojechaniu na miejsce, pobiegłem po pakiet startowy i zacząłem przygotowania do startu. Znowu Szerszenie postarały się, żeby puścić zawodników w skarpetkach:
Przed startem spotkałem Rafała i Radka:
Rumak w wersji startowej - odchudzonej o parę kilo w stosunku do lat poprzednich:
W grupie startowej (w tym roku grupy były przypadkowo losowane spośród startujących) znalazłem się z samymi rowerami szosowymi. Po starcie podczas przejazdu przez miasto jakoś się z nimi trzymałem, ale po wyjeździe na tereny rolnicze cała grupa rozwinęła nieosiągalną przeze mnie prędkość i zaczęła mi znikać. Ale i tak przez pierwsze 20 kilometrów miałem średnią powyżej 33 km. Pomagał w tym wiatr, który w dalszej części dystansu miałem lekko przeklinać.
Po drodze zatrzymałem się przy małej awarii, której doznał Husarz Marcin, którego wspomogłem jak mogłem (podobnie jak inni), ale którego pech nie opuścił tego dnia:
Kręciłem sobie spokojnie przez okolice Stawów Milickich, słońce coraz bardziej przygrzewało (czasami termometr w czasie całej jazdy pokazywał mi 35 stopni) i dotarłem w końcu do pierwszego punktu żywnościowego, który usytuowany był przy nowo otwieranej trasie rowerowej poprowadzonej po szlaku kolejki wąskotorowej:
Właśnie tam byłem świadkiem typowej peletonowej małej kolizji, która chyba zakończyła się tylko otarciami:
Jazda za punktem żywnościowym była już gorsza bo prowadziła głównie pod wiatr, przez co prędkość spadała i zaczęło odzywać się zmęczenie.
Do drugiego punktu żywnościowego przez własną głupotę dotarłem na ostatnich kroplach wody.
Potem zaczęły się schody w Kocich Górach i słynne podjazdy z Prababką na czele. Pod górę za Tarnowcem wjechałem na nogach objętych kurczami we wszystkich chyba mięśniach. Na szczęście w jednej nodze przeważały kurcze zginaczy, a w drugiej prostowników, więc jakoś dawałem radę znaleźć pozycję odpoczynkową podczas zjazdów.
W Boleścinie w sklepie, gdzie zrobiłem sobie mały pit-stop odbyłem pogawędkę z panem sprzedawcą na temat ścigania się.
Potem dotarłem do mety:
Posiliłem się grochówką, kaszanką i kiełbaską i odjechałem zadowolony do domu.
Statystyki:
Miejsce: 282 na 304.
Czas brutto: 7h 5 min.
Miejsce w kategorii: 9 na 12.
Premia górska (14%): 2 min. 10 sek. - 243 na 391.
Trasa:
Po krótkim śnie, zebrałem się, pobiegłem po srebrny bolid, zamontowałem bagażnik i na nim rower i ruszyłem w dziewiczy dla tego zestawu przejazd na dłuższej trasie. Po drodze sprawdziłem stan trzymania bagażnika (bez uwag) i dobiłem na stacji powietrzem opony, żeby się toczyły.
Po dojechaniu na miejsce, pobiegłem po pakiet startowy i zacząłem przygotowania do startu. Znowu Szerszenie postarały się, żeby puścić zawodników w skarpetkach:
Kolejne skarpetki Szerszeni© WrocNam
W pakiecie startowym© WrocNam
Przed startem spotkałem Rafała i Radka:
Ja, Rafał i Radek© WrocNam
Rumak w wersji startowej - odchudzonej o parę kilo w stosunku do lat poprzednich:
Rumak przed startem w 2012© WrocNam
W grupie startowej (w tym roku grupy były przypadkowo losowane spośród startujących) znalazłem się z samymi rowerami szosowymi. Po starcie podczas przejazdu przez miasto jakoś się z nimi trzymałem, ale po wyjeździe na tereny rolnicze cała grupa rozwinęła nieosiągalną przeze mnie prędkość i zaczęła mi znikać. Ale i tak przez pierwsze 20 kilometrów miałem średnią powyżej 33 km. Pomagał w tym wiatr, który w dalszej części dystansu miałem lekko przeklinać.
Po drodze zatrzymałem się przy małej awarii, której doznał Husarz Marcin, którego wspomogłem jak mogłem (podobnie jak inni), ale którego pech nie opuścił tego dnia:
Husarz i Szerszeń w walce z dętką© WrocNam
Kręciłem sobie spokojnie przez okolice Stawów Milickich, słońce coraz bardziej przygrzewało (czasami termometr w czasie całej jazdy pokazywał mi 35 stopni) i dotarłem w końcu do pierwszego punktu żywnościowego, który usytuowany był przy nowo otwieranej trasie rowerowej poprowadzonej po szlaku kolejki wąskotorowej:
Punkt żywnościowy przy torach© WrocNam
Historyczny wagon© WrocNam
Na punkcie żywnościowym© WrocNam
Właśnie tam byłem świadkiem typowej peletonowej małej kolizji, która chyba zakończyła się tylko otarciami:
Kolizja na trasie© WrocNam
Jazda za punktem żywnościowym była już gorsza bo prowadziła głównie pod wiatr, przez co prędkość spadała i zaczęło odzywać się zmęczenie.
Do drugiego punktu żywnościowego przez własną głupotę dotarłem na ostatnich kroplach wody.
Potem zaczęły się schody w Kocich Górach i słynne podjazdy z Prababką na czele. Pod górę za Tarnowcem wjechałem na nogach objętych kurczami we wszystkich chyba mięśniach. Na szczęście w jednej nodze przeważały kurcze zginaczy, a w drugiej prostowników, więc jakoś dawałem radę znaleźć pozycję odpoczynkową podczas zjazdów.
W Boleścinie w sklepie, gdzie zrobiłem sobie mały pit-stop odbyłem pogawędkę z panem sprzedawcą na temat ścigania się.
Potem dotarłem do mety:
Na mecie Żądła 2012© WrocNam
Posiliłem się grochówką, kaszanką i kiełbaską i odjechałem zadowolony do domu.
Statystyki:
Miejsce: 282 na 304.
Czas brutto: 7h 5 min.
Miejsce w kategorii: 9 na 12.
Premia górska (14%): 2 min. 10 sek. - 243 na 391.
Trasa:
Dane wycieczki:
150.00 km (0.00 km teren) czas: 06:05 h avg:24.66 km/h
Lublana pieszo
Środa, 18 kwietnia 2012
Kategoria Okolice
| Aktywność:
W czasie pieszej wycieczki po mieście zostałem porażony:
W czasie drogi na spotkanie mijałem pamiątkę po rzymskim mieście Emona, które dało początki Lublanie:
Podczas spotkania okazało się, że w mieście trwa strajk służb publicznych i część z ludzi, którzy mieli przyjechać w tym dniu utknęła na lotnisku. Jeszcze nie wiedziałem, że ja też odczuję skutki strajku.
Po spotkaniu przebrałem i pognałem do wypożyczalni rowerów. Zaniepokoił mnie widok:
Drzwi były zamknięte, a na szybie przyklejona była informacja o strajku:
Przechodzący obok chłopak zapytał mnie czy szukam czegoś szczególnego, a kiedy powiedziałem mu, że chodzi o rowery, wskazał mi dwa miejsca w mieście, gdzie potencjalnie mógłbym pożyczyć rower. W internecie wyszukałem jeszcze kilka miejsc i zacząłem szukać. Niestety, okazało się, że albo pora roku jeszcze nie była odpowiednia, albo rowery miejskie spowodowały niedobór rowerów w wypożyczalniach (zazwyczaj pubach, które traktują to jako dodatkową usługę).
Zrezygnowałem więc z objazdu pozostałej części trasy historycznej, zostawiając ją sobie na kolejny wyjazd i ruszyłem pieszo w kierunku górujących nad miastem zielonych wzgórz - takiej śródmiejskiej Ślęży:
I znowu dziesiątki biegaczy i setki spacerowiczów. Ale tereny zachęcają do ruchu.
Pamiątkowe ślady niedawnej wojny:
Po powrocie do cywilizacji na jednym z mostów zauważyłem objawy mody widoczne też we Wrocławiu:
W katedrze ciekawe umieszczenie zegara - nad organami i chórem:
Z tematyki rowerowej - mimo świetnej infrastruktury rowerowej, ludzi i tak jeżdżą jak im się chce (na jezdni szeroki pas rowerowy):
Na mieście widoczna jest policja:
Czasami można spotkać ciekawe znaki:
A i wybór potraw jest duży - w fast foodzie można wybierać - tylko czy wszystkie psy to Burki?:
Moja kolacja była bardziej tradycyjna:
Nie dane było mi zjeść samemu, zaraz zleciało się okoliczne towarzystwo, które po chwili dosłownie jadło mi z ręki (przy okazji - przeczytałem, że wróble są pod całkowitą ochroną i są uważane za gatunek zagrożony:
Po drodze do hotelu widziałem jeszcze plakaty strajkowe:
.
Różowa pancerna pięść© WrocNam
W czasie drogi na spotkanie mijałem pamiątkę po rzymskim mieście Emona, które dało początki Lublanie:
Pozostałości rzymskiego muru© WrocNam
Podczas spotkania okazało się, że w mieście trwa strajk służb publicznych i część z ludzi, którzy mieli przyjechać w tym dniu utknęła na lotnisku. Jeszcze nie wiedziałem, że ja też odczuję skutki strajku.
Po spotkaniu przebrałem i pognałem do wypożyczalni rowerów. Zaniepokoił mnie widok:
Aresztowane rowery© WrocNam
Drzwi były zamknięte, a na szybie przyklejona była informacja o strajku:
Informacja o strajku© WrocNam
Przechodzący obok chłopak zapytał mnie czy szukam czegoś szczególnego, a kiedy powiedziałem mu, że chodzi o rowery, wskazał mi dwa miejsca w mieście, gdzie potencjalnie mógłbym pożyczyć rower. W internecie wyszukałem jeszcze kilka miejsc i zacząłem szukać. Niestety, okazało się, że albo pora roku jeszcze nie była odpowiednia, albo rowery miejskie spowodowały niedobór rowerów w wypożyczalniach (zazwyczaj pubach, które traktują to jako dodatkową usługę).
Zrezygnowałem więc z objazdu pozostałej części trasy historycznej, zostawiając ją sobie na kolejny wyjazd i ruszyłem pieszo w kierunku górujących nad miastem zielonych wzgórz - takiej śródmiejskiej Ślęży:
Lublańska Ślęża© WrocNam
Leśna ścieżka© WrocNam
I znowu dziesiątki biegaczy i setki spacerowiczów. Ale tereny zachęcają do ruchu.
Pamiątkowe ślady niedawnej wojny:
Pamięć wojny© WrocNam
Pomnik antywojenny© WrocNam
Po powrocie do cywilizacji na jednym z mostów zauważyłem objawy mody widoczne też we Wrocławiu:
Prawie jak most we Wrocławiu© WrocNam
Specyficzne oznaki przywiązania© WrocNam
W katedrze ciekawe umieszczenie zegara - nad organami i chórem:
Zegar wewnątrz katedry© WrocNam
Z tematyki rowerowej - mimo świetnej infrastruktury rowerowej, ludzi i tak jeżdżą jak im się chce (na jezdni szeroki pas rowerowy):
Prawie jak w Polsce© WrocNam
Na mieście widoczna jest policja:
Patrol rowerowy© WrocNam
Czasami można spotkać ciekawe znaki:
Ucieczka ze szkoły© WrocNam
A i wybór potraw jest duży - w fast foodzie można wybierać - tylko czy wszystkie psy to Burki?:
Wynalazca albo pospolity psiak© WrocNam
Tylko psiak© WrocNam
Moja kolacja była bardziej tradycyjna:
Płynny doping powycieczkowy© WrocNam
Słodki doping powycieczkowy© WrocNam
Nie dane było mi zjeść samemu, zaraz zleciało się okoliczne towarzystwo, które po chwili dosłownie jadło mi z ręki (przy okazji - przeczytałem, że wróble są pod całkowitą ochroną i są uważane za gatunek zagrożony:
Towarzystwo przy stole© WrocNam
Prawie jak koliber© WrocNam
Po drodze do hotelu widziałem jeszcze plakaty strajkowe:
Plakat strajkowy© WrocNam
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren) czas: h avg: km/h
R-52
Wtorek, 17 kwietnia 2012
Kategoria Okolice
| Aktywność:
I znów miałem okazję odwiedzić jedno z moich ulubionych zagranicznych miast - Lublanę:
Na lotnisku we Wrocławiu próbowałem nogami zatrzymać samolot:
Po przelocie i po zakwaterowaniu się w hotelu wyszedłem do miasta i skierowałem się do punktu informacji turystycznej. Nie czułem się za dobrze (lekko bolące gardło i mocno cieknący nos), więc postanowiłem wykorzystać najlepsze lekarstwo na świecie, czyli ruch na świeżym powietrzu. A co może być najlepszą jego formą? Oczywiście rower. Przed wyjazdem zaplanowałem sobie przejechanie historycznego szlaku dookoła Lublany związanego z II Wojną Światową, kiedy to całe miasto zostało otoczone murem z drutu kolczastego i właściwie odcięte od świata. Obecnie w miejscu ustawienia drutu kolczastego poprowadzona jest droga dookoła miasta, zwana Pot spominov in tovaristva albo Path of Remembrance and Comradeship.
Zanim dotarłem do informacji turystycznej zauważyłem specjalnie przygotowane dla kibiców hokeja ławeczki - w Lublanie trwały właśnie Mistrzostwa Świata w Hokeju:
Na jednym z głównych placów trały targi książki:
A w kolejnym miejscu festiwal regionalnego wina - Cvicka, czyli Kwasiarnia:
Pokrzepiony małym kieliszkiem Kwasika, od którego ścierpły mi zęby, ale który jednocześnie bardzo dobrze wchodził, wypożyczyłem na kilka godzin rower i udałem się na zaplanowaną trasę:
Na trasie nie sposób się zgubić. Wszystkie mapy turystyczne miasta mają w sposób specjalny zaznaczony szlak, zaś w rzeczywistości we wszystkich punktach węzłowych stoją drogowskazy. Szlak ma ustawiony kilometraż, często ustawione są mapki, przy trasie stoją pamiątkowe obeliski (ufundowane przez mieszkańców i zakłady Lublany):
Cała trasa ma 32,5 km i prowadzi zarówno specjalną żwirową ścieżką, jak i ulicami, na których są specjalne oznakowania:
Takiej ilości biegaczy, jaką widziałem w Lublanie, nie widziałem nigdzie indziej. Dziesiątki i setki. W każdym wieku i w każdym tempie. Ale mają niezłe tereny do biegania.
Na trasie stoją obeliski i inne pamiątki historyczne oraz architektoniczne:
Pewien odcinek szlak prowadzi nawet przez cmentarz:
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdziłem, że muszę uciekać z trasy i wracać do centrum, żeby oddać rower. Gdyby rower był lepszy a ja nie zamotał się w kilku miejscach, przejechałbym więcej. Ale to zostawiłem sobie na drugi dzień. A wyszło, że na następny wyjazd.
Po powrocie do hotelu, pokrzepiony pizzą, udałem się na zasłużony odpoczynek:
Trasa:
Witamy w Lublanie© WrocNam
Na lotnisku we Wrocławiu próbowałem nogami zatrzymać samolot:
Samolot w chwycie nożnym© WrocNam
Po przelocie i po zakwaterowaniu się w hotelu wyszedłem do miasta i skierowałem się do punktu informacji turystycznej. Nie czułem się za dobrze (lekko bolące gardło i mocno cieknący nos), więc postanowiłem wykorzystać najlepsze lekarstwo na świecie, czyli ruch na świeżym powietrzu. A co może być najlepszą jego formą? Oczywiście rower. Przed wyjazdem zaplanowałem sobie przejechanie historycznego szlaku dookoła Lublany związanego z II Wojną Światową, kiedy to całe miasto zostało otoczone murem z drutu kolczastego i właściwie odcięte od świata. Obecnie w miejscu ustawienia drutu kolczastego poprowadzona jest droga dookoła miasta, zwana Pot spominov in tovaristva albo Path of Remembrance and Comradeship.
Zanim dotarłem do informacji turystycznej zauważyłem specjalnie przygotowane dla kibiców hokeja ławeczki - w Lublanie trwały właśnie Mistrzostwa Świata w Hokeju:
Ławeczka hokejowa© WrocNam
Na jednym z głównych placów trały targi książki:
Lublańskie targi książki© WrocNam
A w kolejnym miejscu festiwal regionalnego wina - Cvicka, czyli Kwasiarnia:
Festiwal wina© WrocNam
Pokrzepiony małym kieliszkiem Kwasika, od którego ścierpły mi zęby, ale który jednocześnie bardzo dobrze wchodził, wypożyczyłem na kilka godzin rower i udałem się na zaplanowaną trasę:
Lublański rumak© WrocNam
Na trasie nie sposób się zgubić. Wszystkie mapy turystyczne miasta mają w sposób specjalny zaznaczony szlak, zaś w rzeczywistości we wszystkich punktach węzłowych stoją drogowskazy. Szlak ma ustawiony kilometraż, często ustawione są mapki, przy trasie stoją pamiątkowe obeliski (ufundowane przez mieszkańców i zakłady Lublany):
Mapka POT© WrocNam
Oznakowanie pionowe POT© WrocNam
Kilometr zerowy POT© WrocNam
Oznakowanie kilometrowe POT© WrocNam
Cała trasa ma 32,5 km i prowadzi zarówno specjalną żwirową ścieżką, jak i ulicami, na których są specjalne oznakowania:
Trasa POT© WrocNam
Oznakowanie poziome POT© WrocNam
Takiej ilości biegaczy, jaką widziałem w Lublanie, nie widziałem nigdzie indziej. Dziesiątki i setki. W każdym wieku i w każdym tempie. Ale mają niezłe tereny do biegania.
Na trasie stoją obeliski i inne pamiątki historyczne oraz architektoniczne:
Pomnik ku czci ...© WrocNam
Dodatkowy obelisk pamiątkowy POT© WrocNam
Obelisk pamiątkowy POT I© WrocNam
Obelisk pamiątkowy POT II© WrocNam
Przejazd pod torami na trasie© WrocNam
Jeden bloków na trasie© WrocNam
Schron na lublańskiej trasie© WrocNam
Pewien odcinek szlak prowadzi nawet przez cmentarz:
Wejście na cmentarz© WrocNam
Nietypowy monument© WrocNam
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdziłem, że muszę uciekać z trasy i wracać do centrum, żeby oddać rower. Gdyby rower był lepszy a ja nie zamotał się w kilku miejscach, przejechałbym więcej. Ale to zostawiłem sobie na drugi dzień. A wyszło, że na następny wyjazd.
Po powrocie do hotelu, pokrzepiony pizzą, udałem się na zasłużony odpoczynek:
Lublianski Dvor© WrocNam
Trasa:
Dane wycieczki:
26.00 km (0.00 km teren) czas: 02:00 h avg:13.00 km/h